Jest z nielicznych krajów w Azji, który wciąż pozostaje poza głównymi szlakami turystycznymi, dzięki czemu podróżnicy, którzy unikają obleganych miejsc, mogą odkrywać jego uroki w spokojnej atmosferze, z dala od tłumów. Przedstawiamy przepiękny Laos! Mniejszy ruch turystyczny wpływa znacząco na autentyczność odwiedzanych miejsc i spotykanych ludzi, mało się tutaj dzieje pod przysłowiową „publikę czy komercję”. Laotańczycy są ludźmi niezmiernie życzliwymi i serdecznymi, co bardzo ubogaca walory podróży do tego nieodkrytego i tajemniczego kraju!
Laos jest krainą buddyzmu, w której życie płynie jak Mekong na płyciznach – spokojnie i niespiesznie. Buddyjskie świątynie, otoczone zielenią bujnych lasów, sprawiają, że człowiek łapie wytchnienie od zgiełku i pędu. W świecie Laos znany jest z pięknych krajobrazów i bardzo bogatej kultury. Poniżej znajduje się pigułka podstawowych informacji o Laosie!
Stolicą kraju jest Wientian (Vientiane), który jest największym miastem, a zarazem politycznym, gospodarczym i kulturalnym centrum Laosu. Powierzchnia tego śródlądowego państwa wynosi 236 800 km², zamieszkiwana jest ona przez około 7 milionów ludzi.
Laos ma długą historię, sięgającą starożytnego Królestwa Lan Xang, które istniało od XIV do XVIII wieku. Po okresie kolonialnym pod rządami Francji, Laos uzyskał niepodległość w 1953 roku. W 1975 roku w wyniku wojny domowej władzę przejęła komunistyczna Pathet Lao, co doprowadziło do utworzenia Laotańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej.
Państwo graniczy z Mjanmą, Chinami, Wietnamem, Tajlandią i Kambodżą. Kraj jest w dużej mierze górzysty, z licznymi rzekami, w tym Mekongiem, który przepływa przez Laos z północy na południe. Laos ma klimat tropikalny monsunowy z trzema głównymi porami roku: ciepłą i suchą (listopad-luty), gorącą (marzec-maj) oraz deszczową (czerwiec-październik).
Językiem urzędowym Laosu jest laotański, w miejscach odwiedzanych przez podróżników słychać francuski i angielski, a przedstawiciele wielu mniejszości etnicznych używają własnych języków bądź dialektów.
Obowiązującą w Laosie walutą jest kip laotański (LAK), którego kurs względem złotówki wynosi ok. 0,0023 zł. Laotańskiej waluty nie kupimy jednak nigdzie poza krajem – kip jest jedną z nielicznych na świecie walut niewymienialnych. Wjeżdżając do Laosu warto mieć w portfelu amerykańskie dolary (nowe banknoty!), które można wymienić na kip. W większych miejscowościach bywa akceptowana płatność w USD, jednak wybierając się na prowincję, warto mieć lokalną walutę płatniczą, ponieważ nie wszędzie zapłacimy kartą. Wjeżdżając na teren Laosu można posiadać kwotę do 2000 USD – podróżni, którzy mają przy sobie większą ilość amerykańskiej waluty muszą zadeklarować ją w urzędzie celnym przed pobytem i po wjeździe na terytorium kraju.
Laos, a oficjalnie Laotańska Republika Ludowo-Demokratyczna (Sathalanalat Paxathipatai Paxaxôn Lao), jest jednym z pięciu państw komunistycznych na świecie, wtórując Kubie, Chińskiej Republice Ludowej, Korei Północnej i Wietnamowi. Na laotańskich ulicach, obok flagi państwowej powiewa dumnie flaga Laotańskiej Partii Ludowo-Rewolucyjnej z sierpem i młotem. Celem komunistycznej partii rządzącej jest stworzenie obszaru wolnego rynku w Azji Południowo-Wschodniej, a lokalnie, wyjście przez Laos z grupy najsłabiej rozwiniętych państw i dołączenie do grona rozwijających się, a później rozwiniętych.
Laos znany jest jako najbardziej zbombardowany kraj na świecie. Mimo zakończonej wiele lat temu wojny, zrzucone niegdyś bomby nadal stanowią zagrożenie i przyczyniają się do kalectwa i śmierci wielu Laotańczyków. Skrót UXO (unexploded ordnance), oznacza niewybuch, których na terenie Laosu wciąż znajdują się miliony.
Gospodarka Laosu opiera się głównie na rolnictwie, zwłaszcza na uprawie ryżu. Na znaczeniu zyskuje sektor turystyczny, energetyka wodna (dzięki rzekom) oraz przemysł wydobywczy, w tym wydobycie miedzi i złota.
Dominującą religią jest buddyzm therawada.
Laos posiada bogate dziedzictwo kulturowe, z wpływami buddyzmu, tradycji animistycznych i francuskich wpływów kolonialnych. Dawno zakorzeniona kultura jest widoczna w architekturze, sztuce, muzyce i tańcu oraz w tradycjach ludowych, takich jak ceremonie Baci.
Perły Orientu – Tajlandia, Laos, Kambodża
Zapraszam do zapoznania się ze szczegółową ofertą podróży po Tajlandii, Laosie i Kambodży!
W ciągu kilkunastu dni, każdy uczestnik naszej podróży otrzyma ilość endorfin, której inni nie zaznają przez całe lata! Tajlandia, Laos i Kambodża to kraje o niezwykłej architekturze, unikalnej i egzotycznej przyrodzie, różnorodnej kulturze oraz wspaniałej kuchni – każdy znajdzie tutaj coś, do czego będzie pragnął wracać.
Trzy wyjątkowe kraje – Tajlandia, Laos i Kambodża i miliony wspomnień, które zostaną z Tobą na całe życie? To możliwe! W ramach cyklu „Magiczne podróże z Krzysztofem” proponujemy unikalną podróż przez Tajlandię, Laos oraz Kambodżę, kraje będące perłami Azji Południowo-Wschodniej. Podczas 17 dni podróży, pokonamy tysiące kilometrów, korzystając z samolotu, autobusów, pociągów, tuk-tuków czy rzecznych łodzi. Podczas podróży odwiedzimy miejsca, które ze względów na znaczenie historyczne, kulturalne czy architektoniczne są obowiązkowymi punktami dla każdego podróżnika, zawitamy także w mniej znane, tajemnicze i klimatyczne zakątki. Poczujemy słynne nocne życie w stolicy Tajlandii – Bangkoku, odwiedzimy historyczny region i miasto Chang Mai, w którym znajdują się unikalne parki narodowe, zachwycające architekturą budynki i buddyjskie świątynie. W Laosie na każdym kroku podróży zachwyci nas natura – zapierające dech w piersiach wodospady, nieokiełznana rzeka Mekong, w której pływają słodkowodne delfiny, a słonie indyjskie żyją tuż obok ludzi. W Kambodży, która słynie przede wszystkim ze starożytnych pozostałości cywilizacji Khmerów, zachwyca zespół świątyń Angkor Wat oraz piękno jeziora Tonle Sap, które jest jednym z najpiękniejszych wodnych ekosystemów na świecie.
Plan podróży został przemyślany tak, aby zajrzeć w najciekawsze zakamarki każdego z trzech krajów:
1 DZIEŃ
Zaczynamy od transferu do Warszawy, skąd wyruszamy w naszą podróż, obierając kierunek Bangkok. Czeka nas przesiadka w Dubaju bądź Istambule. Podróż do stolicy Tajlandii zajmie nam kilkanaście godzin, podczas których będzie możliwość zapoznania się i omówienia szczegółów naszej wyprawy.
2 DZIEŃ
Po wylądowaniu i odebraniu bagaży, udamy się do hotelu, gdzie planowany jest odpoczynek oraz aklimatyzacja do warunków klimatycznych Tajlandii. Po odzyskaniu energii, udamy się na spacer po pięknym parku Chatuchak, który wspaniale ukazuje piękno natury Tajlandii i jest oazą tak dla mieszkańców, jak i zwiedzających stolicę. Wieczorem planowany jest wjazd na taras widokowy jednego z najwyższych budynków w Bangkoku – King Power Mahanakhon, który wznosi się na wysokość 314 metrów! Z tarasu drapacza chmur roztacza się panorama na cały Bangkok – wrażenia są niesamowite! Po zjeździe z wieżowca, wizyta w jednym z najbardziej rozrywkowych rejonów Bangkoku – ulicy Khaosan, która nocą w najlepsze tętni życiem, a mieszkańcy Bangkoku i odwiedzający miasto bawią się, jakby kolejnego dnia miało nie być.
3 DZIEŃ
Późne śniadanie, po intensywnych wrażeniach poprzedniej nocy. Po posiłku i kawie – pełni energii wyruszymy w Bangkok, gdzie obowiązkowo czeka nas wizyta w przepięknym Pałacu Króla, chińskiej dzielnicy (China Town) oraz pływanie łodziami po kanałach wodnych (khlongi) w starszej części miasta. Wieczorem udamy się na dworzec kolejowy i zaliczymy przygodową podróż nocnym pociągiem z miejscami do leżenia do miejscowości Chang Mai, położonej około 700 kilometrów na północ od Bangkoku. Po drodze, z okien pociągu będzie można podziwiać piękno tajskich parków narodowych, wśród których biegnie linia kolejowa.
4 DZIEŃ
Po zakwaterowaniu w hotelu – czas na wypoczynek, a następnie zwiedzanie miasta. Szczególną uwagę poświęcimy na starą, zabytkową część Chang Mai, w której znajduje się wiele świątyń buddyjskich i oryginalna, zachwycająca zabudowa miasta. W godzinach popołudniowych udamy się na relaksujący duszę i ciało, oryginalny masaż tajski, realizowany w jednym z najlepszych w mieście salonów masażu. Wieczorem, odprężeni po masażu, zażyjemy nocnego życia miasta, z kolacją na nocnym, lokalnym markecie.
5 DZIEŃ
Drugi dzień w Chang Mai poświęcimy na odwiedzanie atrakcji wokół miasta. Po śniadaniu i porannej kawce, udamy się na wycieczkę, w trakcie której odwiedzimy park tygrysów, w którym znajduje się ponad 30 zwierząt różnych podgatunków. Następnie odwiedzimy park węży, gdzie zobaczymy spektakl zaklinania węży. Po powrocie i odpoczynku, kolacja na nocnym markecie, a następnie oglądanie prawdziwego meczu tajskiego boksu.
6 DZIEŃ
Tego dnia odbędziemy całodzienną wycieczkę do Parku Narodowego Doi Inthanon, w którym znajduje się najwyższy szczyt górski Tajlandii – Doi Inthanon, wznoszący się 2565 m n.p.m i będący zachodnim krańcem łańcucha Himalajów. Park często nazywany jest „dachem Tajlandii” z powodu wspaniałych panoram, możliwych do podziwiania ze szlaków turystycznych. Pod opieką lokalnego przewodnika zwiedzimy park narodowy, podziwiając wspaniałe wodospady i tajską przyrodę, odwiedzimy również lokalny market z pysznymi owocami i lokalnymi produktami. Będziemy mieli także okazje odwiedzić wieś ludu Kareli, gdzie napijemy się różnych rodzajów lokalnej kawy.
7 DZIEŃ
Kolejne dni będą bardzo wymagające – będziemy w ciągłym ruchu, jednak towarzyszyć nam będą niesamowite emocje! Po wymeldowaniu z hotelu w Chang Mai, udamy się busem w kierunku granicy z Laosem – przed nami niespełna 300 kilometrów ciekawej podróży przez różne tajlandzkie prowincje. Po drodze odwiedzimy białą świątynię w Chang Rai. Po przerwie na obiad pojedziemy dalej w kierunku granicy, przejedziemy Most Przyjaźni i wjedziemy do Laosu. Dojedziemy do miasteczka Ban Houayxay, gdzie spędzimy noc.
8 DZIEŃ
Rano, po śniadaniu, wybierzemy się do portu rzecznego na Mekongu, gdzie wejdziemy na łódź (slowboat), którą popłyniemy kilka godzin, podziwiając dzikie laotańskie lasy tropikalne i małe rybackie miejscowości, całkowicie oderwane od cywilizacji. Po kilku godzinach rejsu dopłyniemy do miasteczka Pakbeng, gdzie spędzimy noc. Wieczorem zjemy kolację w miejscowej restauracji oraz zwiedzimy miasteczko.
9 DZIEŃ
Czeka nas fascynujący dzień! Po śniadaniu wyruszymy na wyprawę do wsi zamieszkanej przez ludność górską plemienia Hmong, gdzie będziemy mieli okazję zobaczyć jak na co dzień żyją przedstawiciele mniejszości etnicznej. Zapoznamy się z ich strojami, narzędziami czy kuchnią. Poza życiem lokalnej ludności będzie okazja podziwiać prawdziwie dziką przyrodę Laosu, którą trudno spotkać gdziekolwiek indziej na świecie.
10 DZIEŃ
Po śniadaniu, wyjazd busem do Luang Prabang, uroczego miasta oddalonego o około 300 kilometrów na wschód od Pakbeng. Podróż zajmie co najmniej 8 godzin, ze względu na kiepską jakość lokalnych dróg. W trakcie trasy będzie okazja podziwiać dziką przyrodę Laosu, gdzie w dżungli wolno żyją słonie indyjskie czy tygrysy. Po dojechaniu do Luang Prabang, zameldujemy się w hotelu i później zwiedzimy miasto. Kolację zjemy na nocnym markecie, po czym każdy z uczestników będzie mógł zagospodarować czas wedle własnych potrzeb.
11 DZIEŃ
Po śniadaniu i porannej kawce wyjazd samochodem do punktu startowego, skąd rozpocznie się piesza wędrówka po laotańskich górach. Po drodze odwiedzimy wieś, w której będziemy mieli okazję podziwiać życie lokalnej ludności. Następnie wędrując dalej będziemy podziwiali piękna naturę i góry Laosu. Po około dwóch godzinach spokojnego marszu dojdziemy do jednego z najpiękniejszych wodospadów na świecie – Kuang Si. Wodospad nie tylko, jest wielopoziomowy, wielokolorowy i bajecznie piękny, to można zaznać w nim kąpieli! Po umiarkowanie wyczerpującym marszu, kąpiel w czystych i chłodnych wodach wodospadu jest prawdziwie nieziemskim doświadczeniem. Następnie powrót do Luang Prabang i czas do dyspozycji uczestników.
12 DZIEŃ
Przed śniadaniem oglądanie unikatowej buddyjskiej ceremonii tj. porannego karmienia mnichów, w której lokalna ludność i chętni turyści mogą wziąć czynny udział, dzieląc się darami z mnichami. Po śniadaniu wyjazd do zagrody słoni, gdzie każdy z uczestników będzie miał okazję dotknąć słoni, nakarmić je, a dla chętnych (za dodatkową opłatą) będzie możliwość kąpieli wspólnie ze zwierzętami w pobliskiej rzece. Następnie obiad w lokalnej restauracji oraz powrót do miasta. Wieczorem, w zależności od woli uczestników wycieczki, kolacja przy zachodzącym słońcu, na pływającym po Mekongu statku wycieczkowym.
13 DZIEŃ
W godzinach południowych wylot samolotem do Siem Reap w Kambodży. Po zrealizowaniu wszystkich czynności odprawowych, przejazd tuk-tukami do hotelu i czas na wypoczynek. W godzinach popołudniowych zwiedzanie przepięknego i kolorowego miasta Siem Rep, gdzie na odwiedzających czeka niezliczona liczba atrakcji. Po wspólnej kolacji, czas do dyspozycji uczestników.
14 DZIEŃ
Po śniadaniu przejazd tuk-tukami do jednej z najbardziej znanych atrakcji turystycznych Kambodży tj. zespołu świątyń Angkor Wat, który znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Po drodze przystanek na zakup spersonalizowanych biletów, a następnie zwiedzanie najbardziej atrakcyjnych i ciekawych miejsc w całym kompleksie Angkor Wat. Pozostałości starożytnej cywilizacji Khmerów, które możemy podziwiać do dziś, robią fenomenalne wrażenie na każdym odwiedzającym. Po powrocie do miasta czas do dyspozycji uczestników, który najlepiej spędzić na podziwianiu zakątków pełnego życia miasta Siem Reap.
15 DZIEŃ
Podróż do jednego z najciekawszych i najbardziej autentycznych miejsc na mapie Kambodży – gigantycznego jeziora Tonle Sap oraz mieszkającej u jego brzegów i na wodzie społeczności, utrzymującej się z rybołówstwa. Tonle Sap słynie ze zjawiska zwiększania powierzchni podczas pory deszczowej – jezioro powiększa się aż sześciokrotnie! Charakterystyczne tutaj są pływające domy lub całe wioski, które w większości zamieszkałe są przez Wietnamczyków. W ramach całodziennej wycieczki będzie możliwość spaceru po wsi jak i rejsu po jeziorze. Po powrocie do miasta, czas do dyspozycji uczestników, który najlepiej spędzić na zakupie souvenirów i pamiątek w niezliczonych sklepikach i marketach.
16 DZIEŃ
Tego dnia, w związku z końcem naszej wspaniałej podróży przetransportujemy się liniami lotniczymi do Bangkoku, gdzie spędzimy jeszcze jedną noc. Będzie okazja na dokonanie ostatnich zakupów w licznych galeriach handlowych i sklepikach, zanurzenie się w nocnym życiu tego magicznego miasta czy po prostu wypoczynek w świetnym, królewskim hotelu i wizyta na lokalnych nocnych marketach.
17 DZIEŃ
Przelot do kraju z przesiadką w Doha lub Istambule, w zależności od zakupionego biletu.
Cena obejmuje:
Noclegi – 1400 PLN
Organizacja + opieka pilota – 1700 PLN
Ubezpieczenie – 200 PLN
Cena nie obejmuje:
Biletu lotniczego Warszawa – Bangkok – Warszawa
Każdy z uczestników musi posiadać zabezpieczoną kwotę 1200 USD, z czego finansowane będą:
Ałmaty – dawna stolica z widokiem na górskie szczyty
Wiktoria Cybula
Ałmaty to pierwsza stolica stolica Kazachstanu po odzyskaniu niepodległości od ZSRR, leżąca niespełna 40 kilometrów od granicy z Kirgistanem, w południowo wschodniej części kraju. Miasto pełniło tą zaszczytną funkcję w latach 1991 – 1997. Ałmaty położone jest w pięknej przepełnionej naturą scenerii na tle okrytych śniegiem górskich szczytów pasma Tien-Szan. Swoim charakterem zdecydowanie różni się od futurystycznej i stawiającej na nowoczesność Astany, jednak i tutaj nie brakuje nowoczesnych elementów.
Pierwsza stolica zachwyca atmosferą, spacerując po mieście co rusz trafimy na ciekawe zabytki, nie brak również atrakcji dla miłośników kultury i przyrody. Park 28 Gwardzistów Panfiłowa, nazwany na cześć poległej w walce pod Moskwą jednostki piechoty, jest ulubionym miejscem na spacery zarówno mieszkańców jak i odwiedzających Ałmaty podróżników. W jego zielonej przestrzeni wyróżnia się kolorowa Katedra Zenkov o pięciu zwieńczonych złotem kopułach, która powstała w 1907 roku. Zbudowana jest wyłącznie z drewna przy pomocy specyficznej metody, dzięki której wykorzystanie gwoździ w jej konstrukcji jest minimalne. Wykorzystana w konstrukcji technologia pozwoliła katedrze przetrwać bez uszczerbku nawet trzęsienie ziemi – miasto Ałmaty leży w strefie aktywnej sejsmicznie. Przez pewien okres swojego istnienia katedra wykorzystywana była jako muzeum i hala koncertowa, powracając do użytku sakralnego w 1995 roku. Barwna fasada katedry dorównuje jej wewnętrznemu wystrojowi, pełnemu witraży i ikon.
Miejscem, którego nie można pominąć będąc w byłej stolicy Kazachstanu jest ponad stuletni Zeleny Bazar. W części jadalnej bazaru można skosztować najróżniejszych świeżo przygotowywanych potraw, natomiast w części handlowej zakupić można wszystko od mebli, przez ubrania, ozdoby i materiały, po owoce, warzywa, orzechy czy zioła i przyprawy. Odwiedzając bazar warto skorzystać z okazji i spróbować oferowanych tam lokalnych przysmaków, jak na przykład fermentowanego mleka wielbłąda – shubat, czy kymyz (kumys)- fermentowanego mleka końskiego, a także własnej roboty serów, kiełbas czy świeżo wyciskanych soków owocowych.
W odległości około 300 kilometrów od miasta, znajduje się Park Narodowy Jezior Kolsai. Jego najbardziej nadzwyczajnymi elementami są jeziora Kolsai oraz jezioro Kaindy, do których mimo przynależności do jednego parku, prowadzą osobne wejścia, ze względu na odległe położenie jezior na rozległym obszarze parku. Niezwykłe jezioro Kaindy znajduje się 1900 metrów nad poziomem morza. Wyróżnia się turkusową barwą wody oraz wystającymi z jego tafli uschniętymi drzewami. Powstało zaledwie w 1911 roku wskutek trzęsienia ziemi oraz będącej jego skutkiem lawiny, która przecięła bieg płynącej rzeki. Obecnie głębokość jeziora sięga 25 metrów, a jego długość wynosi około 400 metrów. Woda jeziora nie jest zamieszkiwana przez żadne ryby, a jej temperatura nawet w lato nie przekracza 6°C. Dumą Kazachstanu są trzy górskie Jeziora Kolsai często opisywane jako „Kazachska Szwajcaria”. Otoczone są stromymi górskimi stokami, sprawiając niesamowite wrażenia wizualne, a każde z jezior ma swój własny urok i charakterystyczne cechy. W zależności od pogody i pory roku, jeziora przybierają barwy od zielonej po niebieską. Każde z nich położone jest na innej wysokości: najwyższe znajduje się na 2 800 metrach nad poziomem morza, środkowe 2 250 metrów nad poziomem morza, natomiast najniższe położone jest 1 800 metrów nad poziomem morza.
Grabarka jest niewielką wsią opodal Siemiatycz, miejscowości na trasie Drohiczyn – Hajnówka. Wioska słynie z najważniejszego w Polsce miejsca czczonego przez wyznawców prawosławia – Świętej Góry Grabarki. Na szczycie wzgórza, które znajduje się w środku lasu, znajduje się niewielka, murowana i oszalowana drewnem cerkiew pw. Przemienienia Pańskiego, która otoczona jest z trzech stron tysiącami krzyży – drewnianych, kamiennych, metalowych, prostych, z ornamentami i ozdobami – szacuje się, że jest ich ponad 12 tysięcy. Każdy z krzyży jest wyjątkowy, bez względu na wielkość (zdarzają się maleńkie i potężne, kilkumetrowe) czy materiał wykonania. Krzyże z Góry Grabarki są symbolem głębokiej wiary, intencji, prośby, podziękowania czy obietnicy. Oprócz drewnianej cerkwi, na wzgórzu znajdują się również Monaster św. Marty i Marii (prawosławny żeński klasztor), funkcjonujący od 1947 roku, cerkiew Ikony Matki Bożej “Wszystkich Strapionych Radość” z 1950 roku oraz prawosławny cmentarz, a także tzw. cerkiew domowa, w której siostry z monasteru modlą się w okresie jesienno-zimowym. Cerkiew Ikony Matki Bożej została zbudowana w kilka lat po założeniu monasteru – siostry bardzo marzły podczas modlitw w pozbawionej źródła ogrzewania cerkwi Przemienienia Pańskiego. W niewielkiej, drewnianej cerkwi znajdował się piec kaflowy, a za budynkiem ulokowano kilka cel, w których mieszkały siostry. Maleńka cerkiew domowa pw. Zaśnięcia Matki Bożej w domu klasztornym służy siostrom do wieczornych i porannych wspólnych modlitw, a także nabożeństw w okresach, kiedy zima przynosi srogie temperatury.
Początek istnienia Świętej Góry wiązany jest z epidemią cholery, która panowała na tym obszarze w 1710 roku. Legenda głosi, że starzec w nocy doznał olśnienia i objawienia, jakoby ratunkiem przed szalejącą zarazą miało być niewielkie wzgórze nieopodal Siemiatycz. Bezsilni wobec śmiertelnej choroby ludzie, z którymi starzec podzielił się swoim widzeniem, ruszyli na wzgórze z drewnianymi krzyżami, a kiedy tam dotarli – obmywali ciała w niewielkim źródle u stóp wzgórza, jednocześnie wznosząc modły o uwolnienie od zarazy. Pośród osób obmywających ciała w źródle miały zdarzać się przypadki uzdrowień. Kroniki parafii prawosławnej w Siemiatyczach wskazują, że w podróż na wzgórze wyruszyć miało około 10 000 ludzi, którzy byli jeszcze na siłach. Cholera miała później zelżeć, a lokalna ludność uniknęła śmierci, dzięki czemu wzgórze zostało uznane za wyjątkowe i święte miejsce, na którym wzniesiono niewielką, drewnianą kapliczkę, a później cerkiew. Do dziś źródełko uznaje się za cudowne, a wodę, która z niego wypływa za uzdrawiającą i leczącą trapiące ludzi choroby. Osoby odwiedzające Świętą Górę często zabierają ze sobą słoiczki czy butelki, aby napełnić je wodą z przeznaczeniem dla siebie lub cierpiących bliskich.
Cerkiew pw. Przemienienia Pańskiego, którą widzimy od razu po wejściu na wzgórze, liczy sobie niespełna 30 lat – w 1990 roku wybuchł ogromny pożar dotychczasowego budynku, który po 8 latach został odbudowany w dziś znanym kształcie. Obfitująca w tragedie polska historia – zabory, dwie wojny światowe czy komunizm nie dotknęły Grabarki, ówczesną świątynię zniszczył jeden człowiek – pożar był wynikiem celowego podpalenia. Siostry z Grabarki za cud uznają, że w trakcie pożaru ocalały dwie ikony i Ewangelia, która spoczywała na prestole (słowo prestoł dosłownie znaczy „Tron Boży”, jest w cerkwi miejscem, na którym w Najświętszym Sakramencie Eucharystii przebywa jak na Tronie Sam Bóg – Król Chwały), który został strawiony przez ogień, a święta księga z niego spadła i przetrwała okryta piaskiem. Ogień pożaru był tak intensywny, że stopił dzwony i wszystko poza wspomnianymi wyżej ikonami i Ewangelią.
Święta Góra Grabarka w dniach 18-19 sierpnia, kiedy przypada święto Przemienienia Pańskiego, jest celem pielgrzymek wyznawców prawosławia z całego kraju i nie tylko. Pielgrzymi przybywający na uroczyste obchody, zgodnie z wiekową już tradycją, niosą ze sobą krzyże wotywne, różańce i inne przedmioty, które po poświęceniu, umieszczane są wokół świątyni. Jeśli przyjrzeć się krzyżom, to zobaczymy często wyryty napis “Spasi i Sochrani” („Zbaw i zachowaj”) bądź „Nika” („Zwycięzca”).
Miejsce jest otwarte dla zwiedzających, których prosi się o godne zachowanie. Do cerkwi pw. Przemienienia Pańskiego można wejść w dni powszednie od godziny 10:00 do 17:00, jeżeli nie odbywa się nabożeństwo – wtedy należy poczekać na jego zakończenie, w soboty od 11:00 do 17:00 oraz niedziele od 13:00 do 17:00. Wskazana cerkiew i przyległe krzyże to jedyne miejsce na Górze, które udostępniane jest do zwiedzania – pozostałe cerkwie oraz monaster są zamknięte dla odwiedzających, stanowiąc intymne i duchowe miejsce służących tam sióstr. Pod wzgórzem znajduje się bezpłatny parking, na którym często spotkamy lokalnych mieszkańców oferujących własne wyroby – miody, sękacze, mrowiska czy ziołowe nalewki.
O czym warto pamiętać wybierając się na Świętą Górę Grabarkę i chcąc wejść do cerkwi?
Odwiedzający powinni mieć całkowicie zakryte ramiona oraz nogi. Zakazane jest robienie zdjęć i filmów w środku, osoby odwiedzające powinny zachować ciszę, nie dotykać także znajdujących się w cerkwi przedmiotów.
Święta Góra Grabarka dla każdego odwiedzającego jest miejscem wyjątkowym – bez względu na wyznawaną religię, po pokonaniu kamiennych schodów wiodących na wzgórze, można odczuć spokój, tajemnicę i mistycyzm tego miejsca.
Malownicza i urocza Białowieża
Natalia Jurkiewicz
Białowieża jest niewielką wioską, położoną w sercu Puszczy Białowieskiej, tuż przy granicy polsko-białoruskiej, w powiecie hajnowskim. Przez wieś przepływa malownicza rzeka Narewka, na której tętniące życie można obserwować z wieży widokowej. Gmina Białowieża, składająca się z 9 niewielkich sołectw (Budy, Stoczek, Teremiski, Czerlonka, Zastawa, Podolany, Pogorzelce, Grudki) na początku 2020 roku miała być zamieszkana przez nieco ponad 2100 osób. W Białowieży i okolicach byłam w samym tylko 2024 roku trzy razy i mogę powiedzieć, że mimo wzmożonej obecności przedstawicieli różnych rodzajów formacji mundurowych (m.in. Policja, wojsko, Straż Graniczna), jest tutaj spokojnie, bezpiecznie i normalnie, co wielokrotnie potwierdzają mieszkańcy, nie rozumiejący zamieszania medialnego dotyczącego „kryzysu na granicy”. Każdy, kto szuka miejsca do złapania głębokiego oddechu i kontaktu z przyrodą, powinien rozważyć przyjechanie do Białowieży, w której znajdują się niezwykle ciekawe i unikatowe miejsca.
Z jakich ciekawych miejscówek słynie Białowieża i co każdy odwiedzający zobaczyć powinien:
Park Pałacowy – założony po 1895 roku, jako część carskiej rezydencji myśliwskiej, która powstawała w latach 1889-1894. Park okalał pałac, który niestety nie przetrwał do dziś – spłonął w 1944 roku, a pozostałości wyburzone zostały w 1962 roku. Pierwotnie park zaprojektowany został w stylu angielskim, aby odpoczywający w nim mogli kontemplować życie na łonie naturalnej (choć w gruncie rzeczy zaprojektowanej na naturalną i idealną) przyrody. W dzisiejszym parku dominują rozległe łąki, które są koszone raz bądź dwa razy do roku, wiosną buchają kwitnącą roślinnością, bzyczą owadami i zachwycają poranną i wieczorną rosą. Na łąkach znajdziemy setki roślin – ziół, kwiatów, traw, m.in. złocienia właściwego, szałwii łąkowej, dzwonka rozpierzchłego, kozibrodu wschodniego czy świerzbnicy polnej. Projektant parku nie unikał obcych wtedy w europejskich lasach gatunków drzew i krzewów, nasadzając wiele egzemplarzy pochodzących np. z Ameryki. Z posadzonych niegdyś około 200 gatunków drzew i krzewów do dziś pozostało około 90, z których najciekawsze to sosna wejmutka, dąb czerwony, brzoza papierowa, choina kanadyjska, daglezja zielona, przeorzech czy skrzydłoorzech kaukaski. W parku znajdziemy wiekowe, ponad 250-letnie dęby, które posadzono na dziedzińcu oficyny myśliwskiej Augusta III. Pierwotnie posadzono 21 drzew, dziś ostało się 14, o które dbają konserwatorzy, aby jak najdłużej cieszyły swoją obecnością i były żywym pomnikiem historii. W parku znajduje się pięknie odrestaurowany dworek Gubernatora Grodzieńskiego, oddany do użytku w 1845 roku – warto zajść w jego okolicę brukowanym chodnikiem i podziwiać piękną, seledynową fasadę i bogate zdobienia na drewnianym szalowaniu!
Muzeum Przyrodniczo Leśne Białowieskiego Parku Narodowego – najstarsze podlaskie muzeum, oferujące nowoczesne, interaktywnie zorganizowane zasoby, które przedstawiają nie tylko walory naturalne puszczy na przestrzenie wieków, ale również życie lokalnej ludności, od zawsze ściśle związane z naturą. W muzeum, na dopracowanych stanowiskach poznamy różne zbiorowiska leśne (grąd, ols, łęg, bór sosnowy, borealną świerczynę bagienną), fazy obiegu materii i inne zjawiska ekologiczne, życie mieszkańców lasu – od grzybów, przez rośliny, owady, płazy, gady, ptaki i ssaki. Z muzealnych ekspozycji dowiemy się wiele o współżyciu puszczy i człowieka – zobaczymy dawne sianokosy, bartnictwo, przerób drewna na terpentynę i węgiel drzewny, sposoby pozyskiwania żywicy itp. W muzeum towarzyszą nam dźwięki odpowiadające danej ekspozycji tematycznej. Muzeum można zwiedzać w grupach bądź indywidualnie, z audioprzewodnikiem.
Rezerwat Pokazowy Żubrów – dzisiejszy rezerwat mieści się na powierzchni niespełna 28 hektarów, powstał w 1937 r. i pierwotnie był miejscem restytucji tarpana leśnego. Od momentu zaniechania prac nad restytucją tarpanów i utworzenia w 1955 r. zagrody dla żubrów miejsce spełnia rolę obiektu turystycznego. W rezerwacie można w półnaturalnych warunkach obserwować m.in. koniki polskie, żubry, rysia, żbika, jelenie, wilki, łosie, sarny czy dziki. Unikatem na skalę światową są dwa osobniki żubronia – mieszańca międzygatunkowego żubra i bydła domowego, których historia powstania i życia wskazuje, że ingerencja człowieka w naturę zazwyczaj nie wiąże się z niczym dobrym. Rezerwat jest bardzo ciekawym miejscem, które pełni przede wszystkim funkcję edukacyjną – daje możliwość zobaczenia zwierząt, których większość osób nie ma możliwości zobaczyć w warunkach naturalnych. Przed wejściem do budynku, w którym kupimy bilet (polecamy biletomat – pozwala uniknąć ewentualnej kolejki!) znajduje się bezpłatny, utwardzony parking, wokół którego na stoiskach można nabyć różne dobra i pamiątki od lokalsów. Rezerwat czynny jest w okresie od 16 kwietnia do 15 października: codziennie, w godzinach 9:00 – 17:00, a w okresie od 16 października do 15 kwietnia: od wtorku do niedzieli, w godzinach 9:00 – 16:00.
Rezerwat Ścisły Białowieskiego Parku Narodowego(Obszar Ochrony Ścisłej) – fascynująca, prastara część dzisiejszego Białowieskiego Parku Narodowego, w której człowiek ma najmniej do powiedzenia – nic nie sadził, nie wycinał, nie porządkował, nie planował (co więcej – nic nie sadzi, nie wycina, nie porządkuje i nie planuje!)! Jedyna dopuszczalna ingerencja to przesunięcie drzew, które z naturalnych przyczyn upadają na ścieżkę edukacyjną, uniemożliwiając przejście. Drzewa, których rozmiary robią piorunujące wrażenie nie rosną tutaj w rzędach, rozkładające się drewno stanowi naturalny element obiegu materii organicznej, liście i igły opadają, butwieją i zasilają bogatą glebę. Istnienie tego spłachetka prastarej puszczy pozwala na obserwację naturalnych procesów życia puszczy, które nie są niczym zakłócane – miejsce pozwala naukowcom obserwację życia od nasionka, aż po butwiejące drewno. W trakcie przejścia ścieżką edukacyjną, co możliwe jest pod opieką certyfikowanego przewodnika BPN, dowiemy się, że ochronie podlega w rezerwacie WSZYSTKO – gleba, stosunki wodne, rośliny, zwierzęta, grzyby, krajobraz oraz pozostałości dawnej działalności człowieka (np. pozostawione przez dawnych mieszkańców kurhany, drzewa bartne czy mielerze – stosy drewna ułożone w kształt kopuły). Rezerwat jest domem dla wielu rzadkich gatunków ptaków, roślin i grzybów, które charakterystyczne są dla lasów pierwotnych – istna gratka dla miłośników natury! Możliwość przejścia przez rezerwat ścisły dostępna jest dla osób indywidualnych oraz grup (do 10 osób). Obszar ochrony ścisłej można zwiedzać idąc nieoznakowaną w terenie trasą „Do Dębu Jagiełły” (długość trasy wynosi 7 kilometrów; czas przejścia – 3-4 godziny) wyłącznie pod opieką przewodnika turystycznego posiadającego licencję wydaną przez Dyrektora BPN.
Restauracja Carska – kompleks restauracyjno-hotelowy, który mieści się na terenie nieczynnej stacji kolejowej Białowieża Towarowa. Historia stacji kolejowej wiąże się z okresem pobytów cara Alaksandra III w Białowieży i budowy rezydencji myśliwskiej wraz z parkiem pałacowym oraz przyległościami. Do posiadłości przyjeżdżał kolejny car – Mikołaj II, który nakazał budowę linii kolejowej łączącej Hajnówkę z Białowieżą. Linia została otwarta w 1903 roku i prowadziła z Hajnówki do stacji Białowieża Towarowa – kompleks składał się z dworca, budynków mieszkalnych dla obsługi, wieży wodnej wraz z koniecznymi instalacjami, ale także wagi towarowej, budynków gospodarczych oraz licznych torów i rozjazdów, których w czasach najbogatszych było aż 7! Połączenie funkcjonowało do 1994 roku, w którym to uznano je za nierentowne, co poskutkowało wyłączeniem z ruchu – pociągi z Hajnówki od tamtej pory nie jeżdżą już do Białowieży. Jak łatwo się domyślić, opuszczony dworzec i przyległości niszczały powoli, co cenniejsze elementy „znikały w niewiadomych okolicznościach”, a lokalne władze nie miały koncepcji na zagospodarowanie tej architektonicznej i historycznej perełki. Wielkie wyrazy uznania należą się Panu Mikołajowi Lickiewiczowi, byłemu pracownikowi stacji, który dbał o opuszczone miejsce i chronił je przed totalnym rozpadem i rozbiórką. Stacja została w 2003 roku wykupiona przez prywatnego inwestora i przekształcona w Restaurację Carską i Apartamenty. Miejsce jest niezwykle klimatyczne – wnętrza restauracji oddają klimat czasów panowania carów, co podsycane jest tradycyjną, rosyjską muzyką w tle, starymi obrazami i fotografiami oraz unikalnym wystrojem. W restauracji zjemy wyborne posiłki, jednak ceny niektórych „wyszczuplą” portfel, ale co baardzo polecamy – będąc tutaj, koniecznie zamówcie kawę Electra z miodem i mlekiem! Większe grupy mogą wynająć wagon restauracyjny, który powstał w historycznym niemieckim wagonie z 1936 roku, wystylizowanym na epokę panowania carów i poczuć klimat słynnego Orient Ekspresu lub Kolei Transsyberyjskiej – niezapomniane wrażenia gwarantowane!
Cerkiew św. MikołajaCudotwórcy – wzniesiona w latach 1894-97 prawosławna świątynia, której fundatorem był car Aleksander III, wyświęcona 22 stycznia 1895 r. Murowana cerkiew została pobudowana w miejsce drewnianej, która po rozbiórce i zabezpieczeniu została przewiezione do Trześcianki (z jej elementów zbudowano kaplicę cmentarną Ofiarowania Przenajświętszej Bogurodzicy, która funkcjonuje do dziś). Nowa cerkiew powstała na fundamencie z ogromnych kamieni, pochodzących z Puszczy Białowieskiej. Wyjątkowość świątyni po dziś dzień potwierdza ikonostas z chińskiej porcelany, który został przywieziony z Petersburga. Wojny światowe nie oszczędziły białowieskiej świątyni, choć szczególnie duże szkody spowodowane zostały podczas tej drugiej. 1 września 1939 roku jeden z dwóch przelatujących nad Białowieżą niemieckich bombowców wrzucił kilka bomb, z których dwie trafiły w cerkiew – jedna eksplodowała we wnętrzu, druga trafiła w fundamenty. Skala zniszczeń była ogromna – północna ściana i sklepienie przestały istnieć, pozostałe sklepienia spękały, wszystkie okna i drzwi zostały wyrwane wraz z siłą eksplozji, wybuch zburzył cztery piece, a najcenniejszy element cerkwi – porcelanowy ikonostas został w połowie zniszczony odłamkami. Od sierpnia 1942 roku do listopada kolejnego roku, hitlerowcy urządzili na terenie cerkwi miejsce masowych egzekucji, których dokonywano na oczach mieszkańców wsi, spędzanych przymusem do oglądania okrucieństw dokonywanych przez okupantów. Niemymi świadkami hitlerowskich zbrodni były drzewa rosnące na placu, przed wejściem do cerkwi, na gałęziach których montowano szubienice. Stracono tutaj ponad 90 osób, których śmierć upamiętnia dziś głaz z tablicą pamiątkową. Dzięki staraniom białowieskiego proboszcza ks. Klaudiusza Puszkarskiego i starosty cerkiewnego Jana Smoktunowicza oraz Aleksego Wołkowyckiego, udało się uzyskać zgodę władz niemieckich (ponoć od samego Herman Goeringa) na przeprowadzenie generalnego remontu cerkwi. Pierwsze prace rozpoczęły się 1 czerwca 1943 roku – remont, obejmujący zaawansowane prace odnawiania malowideł ściennych i naprawę zniszczonego ikonostasu, trwał 4.5 miesiąca, zakończył się jednak pełnym sukcesem!
Cerkiew św. Mikołaja Cudotwórcy w Białowieży należy do miejsc, które naprawdę warto odwiedzić – bez względu na wiarę czy wyznanie. Po dziś dzień możemy podziwiać w niej jedyny ikonostas z chińskiej porcelany w Polsce oraz jedną z największych ikon pisanych na płótnie w Polsce, o wymiarach 3.38×2.8 cm! Cerkiew można zwiedzać z przewodnikiem:
od poniedziałku do czwartku, soboty i niedziele w godzinach: 1200 – 1230, 1400 – 1430, 1600 – 1630
w piątki w godzinach: 1200 – 1230, 1400 – 1430, 1600 – 1630, 1800 – 1830
Pamiętajmy, że godziny mogą ulec zmianie 🙂
Jeśli nie chcemy bądź nie możemy zwiedzić cerkwi z przewodnikiem (choć warto!) można wejść do środka przed nabożeństwem w każdą sobotę od godz. 16.30 oraz przed niedzielnym nabożeństwem – od godz. 8.00. Jeśli osoby odwiedzające cerkiew przed nabożeństwami chciałyby w nim uczestniczyć – nic i nikt nie stoi na przeszkodzie, jedynym warunkiem jest odpowiedni strój (zakryte ramiona i długie okrycie nóg).
Kiedy padł ostatni żubr… krótka historia powrotu króla Puszczy Białowieskiej
Do wybuchu I wojny światowej białowieska populacja żubrów liczyła między 350 a 1898 osobników, które swobodnie migrowały po całym obszarze puszczy, liczenie przed wybuchem wojny wskazało obecność 727 żubrów. Wojna spowodowała straty nie tylko dla ludzi zamieszkujących obszar Białowieży i okolic, równie tragiczne skutki miała dla fauny i flory puszczy, które były niszczone do szczętu. Niemiecka armia, która dotarła tutaj w 1915 roku, nie oszczędziła żubrów, które na skutek wcześniejszej wieloletniej opieki ze strony okolicznej ludności, zatraciły naturalny lęk przed człowiekiem. Inwentaryzacja stanu liczebności żubrów dokonana przez niemieckich urzędników w 1917 roku wskazała na obecność zaledwie 121 osobników, których los nie polepszył się po wycofaniu się Niemców. Miejscowi kłusownicy zabili ostatniego żubra z Puszczy Białowieskiej w 1919 roku, zadając kres żubra nizinnego na tym obszarze. Los żubrów zdawał się być przesądzony – ostatnie osobniki przebywały w prywatnych zwierzyńcach czy ogrodach zoologicznych (w 1924 roku żyły zaledwie 54 osobniki, w tym dwa byki i jedna krowa na terenie Polski). W 1929 roku powzięto poważne kroki zmierzające do restytucji żubra nizinnego w Polsce – w Białowieży utworzony został żubrzy zwierzyniec o powierzchni 22 hektarów, powiększony później o kolejne 37 hektarów. W większej części przebywały żubry „czystej krwi” (do zwierzyńca trafiały żubry z „domieszkami krwi” żubrów kaukaskich czy żubrobizonów oraz żubry czystokrwiste), w mniejszej żubry podziwiać mogli ze specjalnej trybuny turyści. Do zwierzyńca przybywały różne żubry, których kondycja nie pozwalała na sukces reprodukcyjny, świętowany dopiero w 1936 roku, kiedy 3-letniemu bykowi o imieniu Plisch z prywatnego zwierzyńca w Pszczynie udało się zapłodnić krowę Biscayę, pochodzącą z ZOO w Sztokholmie. Obydwa żubry były osobnikami czystej krwi żubra nizinnego. Cielę przyszło na świat w 1937 roku, jako ogromna nadzieja na powrót króla puszczy! Wybuchu II wojny światowej doświadczyło w białowieskim zwierzyńcu 16 żubrów, ich liczebność w 1944 roku zwiększyła się o kolejnego osobnika. Ciekawostką jest, że pod koniec 1939 roku na całym świecie żyło zaledwie 115 żubrów – w tym tylko 24 linii białowieskiej… W 1946 roku oddany do użytku został nowy rezerwat, który wespół ze „starym” zwierzyńcem, pozwalał na działania naukowców na powierzchni ponad 200 hektarów! Prężne działania naukowców pozwoliły marzyć o powrocie żubrów na wolność – pierwsze osobniki opuściły rezerwat w 1952 roku, a pierwsze „wolne” cielę, od momentu podjęcia starań o restytucję żubrów po 1919 roku, przyszło na świat w 1957 roku. Od 1967 roku zaprzestano wypuszczania kolejnych osobników rezerwatowych na wolność – populacja radziła sobie dobrze!
Najbardziej aktualny spis liczebności białowieskiej populacji żubrów miał miejsce w końcu 2023 roku. Spis wskazał około 892 osobniki, dane oszacowano na podstawie dwudniowej obserwacji zwierząt na terenie BPN oraz przylegających nadleśnictw.
Ni krowa ni żubr – historia żubronia
Odwiedzając Rezerwat Pokazowy Żubrów w Białowieży natkniemy się na dwa osobniki zwierzęcia, którego przedstawicieli nie zobaczymy w środowisku naturalnym – mowa o hybrydzie żubra i bydła domowego, czyli żubroniu. Żubronie z Rezerwatu to bliźnięta – samica Karo i samiec Lew, które urodziły się w Państwowym Gospodarstwie Rolnym Karolew opodal Borku Wielkopolskiego. Ojcem żubroni jest żubr Plantorius z Pszczyny, matką zaś krowa rasy angus (szkocka rasa bydła mięsnego), cielęta pojawiły się na świecie 19 sierpnia 2006 roku. Jaka jest historia powstania hybrydy żubra i krowy?
Celem wprowadzenia w obszar powstania żubronia warto przypomnieć sobie lekcje biologii i omawianie pojęć: gatunek i krzyżowanie. W telegraficznym skrócie – gatunki to grupy organizmów żywych, składające się z podobnych osobników (w obrębie gatunków mamy podgatunki, odmiany czy rasy), które zdolne są do wymiany genów lub krzyżowania się. Jeśli rodzice z dwóch różnych, nie mniej jednak dość blisko spokrewnionych gatunków, skrzyżują się i samica wyda potomstwo – powstaje hybryda. Hybrydy w obrębie jednego gatunku charakteryzują się zazwyczaj większą płodnością, lepszą żywotnością itp., a dwóch różnych gatunków są zazwyczaj bezpłodne, choć nie zawsze tak jest.
Kto zainicjował krzyżowanie żubrów i krów?
Pierwszym, który podjął się prób krzyżowania bydła domowego z parą żubrów, które pozyskał z łaski cara, był polski ziemianin, administrujący sporym majątkiem pod Grodnem – Leopold Walicki, rzecz działa się w połowie XIX wieku. Celem prac Walickiego było stworzenie nowej rasy bydła pociągowego, które byłoby zdolne do wykonywania ciężkich prac polowych na roli. Pomysłowy ziemianin zaczął pracę nad krzyżowaniem ginących już wtedy żubrów z bydłem domowym, uzyskując potomstwo znacznie przewyższające rozmiarami rodziców, które dziedziczyły bardzo przypominającą krowią głowę, a imponujących rozmiarów ciało porastało, przypominające żubrze, gęste, bure futro. W latach 1847-50 Leopold Walicki uzyskał piętnaście osobników pochodzących od samca żubra i samicy krowy domowej, w tym unikatowego, pierwszego i ostatniego, płodnego samca w pierwszym pokoleniu – „żubrobyka”, któremu nadano imię Zadziorny. Ów żubrobyk, którego matką była krowa domowa, a ojcem byk żubra, spłodził 11 cieląt, zapładniając krowy domowe. Dalsze „prace” nad hybrydyzacją żubra i krowy domowej przerwało powstanie styczniowe, podczas którego Walicki udzielał pomocy powstańcom. Jego działalność pomocowa została wykryta, Leopold został zesłany na Sybir, własność ziemska skonfiskowana, a część jego stada została wywieziona do ZOO w Moskwie. Prace nad hybrydyzacją gatunku żubra i krowy domowej w latach 1905-28 były prowadzone również w rezerwacie doświadczalnym leżącym dziś w obwodzie chersońskim na terytorium dzisiejszej Ukrainy (ówcześnie ZSRR) – urodziło się tam 28 mieszańców.
Prace nad hybrydami w Polsce
Na terenie Polski prace nad uzyskiwaniem hybryd żubra i krowy domowej trwały od 1953 roku, co poskutkowało narodzinami 4 mieszańców w płockim ogrodzie zoologicznym. Badania nad hybrydyzacją w 1958 roku przejął Zakład Badań Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży i jednostka w Popielnie, krzyżując samice krowy rasy polskiej czerwonej i nizinnej czarno-białej (rasy mięsno-mleczne) z samcem żubra. Przez 18 lat prac uzyskano 71 cieląt-hybryd. Odmiennie od celu Leopolda Walickiego, władze Polski Ludowej, które finansowały prace nad hybrydyzacją, nie upatrywały szansy na stworzenie bydła pociągowego – po polach toczyły się już wtedy powoli terkoczące traktory. Komunistyczne władze zmagały się z ciągłymi brakami mięsa, a ogromnych (porównując do standardowego bydła) rozmiarów hybrydy żubrów i krów miały być remedium na ów problem! Dorosłe osobniki międzygatunkowej wycieczki genetycznej potrafiły osiągać wagę 1200 – 1300 kilogramów, a ich mięso było smaczne i chude, ponadto – mieszańce nie wymagały zimowania w pomieszczeniach gospodarskich, doskonale radziły sobie w niskich temperaturach, ponieważ chroniło je grube futro. Dieta mieszańców nie była wymagająca – skubały najmarniejszą trawkę z ugorów, podgryzały patyki, korzonki, a jeśli były karmione mieszankami paszowymi – nie wymagały jakościowych produktów (w przeciwieństwie do krów domowych). Żubrzo-krowie hybrydy były idealnymi kandydatami na sukces hodowlany zazwyczaj kiepsko zarządzanych PGR-ów.
Co ciekawe, hybrydy znane dziś jako żubronie, nie od zawsze nosiły taką nazwę. W 1969 roku na łamach tygodnika „Przekrój” zorganizowany został konkurs dla czytelników na nazwę hybrydy żubra i krowy. Czytelnicy tygodnika proponowali rozmaite nazwy dla nowopowstałego, ciekawego stworzenia – żukr, nowotur, oboropuszcz czy nawet dziwo! Pośród licznych propozycji znalazła się także nazwa żubroń, która zyskała aprobatę – hybryda została nazwana, świetlana przyszłość zdawała się stać otworem, a wiele osób czuło już na językach smak żubroniowego mięsa.
Zainicjowany przez Walickiego, a kontynuowany przez badaczy z szerokiego świata pomysł na żubrzo-krowią hybrydę miał jednak kilka konkretnych wad, których nijak nikt nie potrafił rozwiązać. Żubroń nie chciał się rozmnażać – płodność hybryd zaczęła się i zakończyła na Zadziornym Walickiego. Ponadto, bardzo trudno było „zachęcić” samce żubrów do krycia jałówek w rui – badacze musieli często uciekać się do pobierania nasienia od byków, co bywało zazwyczaj karkołomne i mało bezpieczne. Jeśli już udało się pobrać i zabezpieczyć żubrzy materiał genetyczny i przeprowadzić pozytywnie zakończony zabieg sztucznej inseminacji, słowem – zapłodnić jałówkę czy krowę (krowa wydała na świat cielę, a póki tego nie uczyniła nazywana jest jałówką), to sukces reprodukcyjny stał nadal pod dosłownie ogromnym znakiem zapytania. Zapłodnione samice krów często traciły życie, wydając na świat żubrzych potomków, wycielenia wymagały więc cesarskich cięć. Jeżeli doszło do pozytywnego zakończenia ciąży, a częste były poronienia, i na świat przyszło zdrowe cielę, mnożyły się kolejne problemy. Samce żubroni były bezpłodne, stąd samice starano się dalej krzyżować z żubrami bądź bykami bydła domowego, co niemal wykluczało hodowlę na masową skalę (a takie było pierwotne zamierzenie!). I, o ile, samice żubroni dawały się chętnie kryć samcom bydła domowego, to nie dopuszczały do narodzonych cieląt ludzi, pod groźbą stratowania nieodpowiedzialnego hodowcy kilkusetkilogramowym ciałem w szarży. Żubronie były trudne do okiełznania, czym znacznie różniły się od udomowionego bydła – pęd do natury i dzikość dziedziczyły najwidoczniej po żubrzych ojcach.
Projekty masowego hodowania żubroni umarły w latach osiemdziesiątych, kiedy PGR-y miały stawać się samodzielne, samorządne i samofinansujące się – szczególnie ostatnie założenie skutecznie zniechęcało do podejmowania dalszych eksperymentów, które się zwyczajnie nie opłacały.
Dalsze prace nad żubroniami prowadził Pan Henryk Ordanik, przy wykorzystaniu wiedzy Pana Edwarda Sumińskiego i innych specjalistów w Gospodarstwie Rolnym Karolew, niegdysiejszym PGR-rze. Nie wiem jednak czy projekty nadal trwają – sieć o nich milczy.
Najstarsza winnica na świecie leżała w Armenii
Biblijny Noe, po opadzie potopowych wód, miał zasadzić w Armenii winne krzewy, z których powstawało później przedniej jakości wino – burty Arki Zbawienia miały osiąść na wzgórzach Araratu, które znajdowały się w historycznych granicach Armenii, dziś należąc do Turcji.
Jeżeli nie zawierzamy zapisom biblijnej Księgi Rodzaju, na pomoc przychodzą armeńscy i irlandzcy archeologowie, którzy w latach 2007-12 prowadzili wykopaliska w obszarze Jaskini Ptasiej, która jest jednym z najrzadszych, a przy okazji najlepiej zachowanych miejsc, pozwalających na poznawanie życia ludzi żyjących na obszarze Południowego Kaukazu w epoce miedzi. Jaskinia znajduje się w kompleksie grot Areni, a obszar wykopaliskowy został oznaczony jako Areni-1. Znalezione przez badaczy artefakty wskazują, że uprawa winorośli i produkcja wina na terenie dzisiejszej Armenii miała miejsce już ponad 6000 lat wstecz!
Jaskinia Ptasia składa się z trzech głównych komór i jest jedną z setek podobnych formacji skalnych, które rozsiane są po całej okolicy – dla tutejszych mieszkańców – nic nowego. Wykopaliska ujawniły jednak, że w środku tej właśnie jaskini funkcjonowała wieki temu cała linia produkcyjna winnego napitku! W jaskini znaleziono fragmenty glinianych naczyń, prymitywną prasę do tłoczenia soku z gron (z naszego punktu widzenia, ówcześnie pewnie była innowacją), której zasada działania opierała się na „wydeptywaniu” gron stopami, kadź do fermentacji moszczu czy rodzaj amfory. Produkcja wina na pewno miała miejsce, ponieważ archeologowie znaleźli gliniane dzbanki i kubki, w których znajdowały się resztki zaschniętego wina, a także resztki po przygotowywaniu moszczu – skórki i pestki, które zachowały się w idealnym stanie pod warstwą zwierzęcych odchodów. Dzięki analizie pozostałości po winnych owocach, wiadomo, że uprawiano w wówczas odmianę winogrona vitis vinifera, która rośnie i w dzisiejszych winnicach. Zastany przez naukowców stan wykopalin był świetny, przede wszystkim ze względu na warunki atmosferyczne panujące w jaskini.
Przy okazji winnych wykopalisk, naukowcy odnaleźli skórzany but, który został wydatowany na wiek 5500 lat! Zarówno but jak i winiarnia są najstarszymi na świecie, a element garderoby trafił na ekspozycję do Muzeum Historii Armenii w Erywaniu. Śmiało można powiedzieć, że porządne skórzane obuwie wiele zniesie!
Odkryj perłę Afryki – magiczna podróż do Rwandy!
Zapraszam do zapoznania się ze szczegółową ofertą (już nieaktualną) podróży do Rwandy, a jeśli w Twojej głowie narodzą się pytania o kolejny termin wspólnej wyprawy – napisz do nas, zadzwoń, a chętnie odpowiemy na wszystko!
Marzysz o wyprawie, która przeniesie Cię do serca dzikiej przyrody i zaoferuje spotkania z niesamowitą, egzotyczną dla Europejczyków kulturą? W ramach „Magicznych podróży z Krzysztofem” chciałabym zaoferować Ci podróż, która totalnie odmieni sposób, w jaki patrzysz na Afrykę i poszczególne kraje kontynentu! Wybierz się ze mną do Rwandy – kraj tysiąca wzgórz, gdzie natura łączy się z historią, a każdy dzień to nowa przygoda!
Rwanda jest jednym z najbezpieczniejszych krajów w Afryce – co czyni ją atrakcyjnym miejscem dla każdego podróżnika, który ceni sobie poznawanie świata bez zbędnego ryzyka i stresu. Kraj ma stabilną sytuację polityczną, poziom przestępczości jest bardzo niski, a władze za priorytet uznają poczucie komfortu osób, które przyjeżdżają poznawać Rwandę. Na każdym kroku masz pełne przekonanie, że Twoje bezpieczeństwo jest priorytetem. Rwanda jest krajem, które inwestuje ogromne środki w infrastrukturę turystyczną, co sprawia, że przebywanie tam jest bardzo – główne drogi łączące ośrodki miejskie są w stanie 100% lepszym niż polskie (wjazd na drogi gruntowe to przeżycie samo w sobie, ale naprawdę warto zaznać jazdy autem z napędem 4×4 po rwandyjskich bezdrożach!), system transportu publicznego funkcjonuje sprawnie, nie ma problemu z wynajmem dobrej jakości aut, w tym również z kierowcą, za co jednak trzeba dodatkowo dopłacić. W większych miastach i popularnych destynacjach turystycznych możesz liczyć na obecność policji turystycznej, gotowej do udzielenia pomocy w razie potrzeby. Jeśli jesteś w miejscu, które destynacją dla rzeszy turystów nie jest (a ja właśnie takie obieram za cel!), to możesz liczyć na wsparcie lokalnej społeczności, które są również przyjazne i otwarte na przybyszy z różnych zakątków świata.
Rwanda jest globalnym liderem w ochronie środowiska, szczególnie jeśli chodzi o politykę dotyczącą plastiku. Jako jeden z pierwszych krajów na świecie, władze Rwandy w 2008 roku wprowadziły ścisły zakaz używania plastikowych toreb, co jest częścią szerokiej strategii na rzecz zrównoważonego rozwoju. Obserwacja ludzi na ogromnych targowiskach czy sklepach pokazuje, że można pakować zakupy do toreb wielorazowego użytku, zrobionych z bawełny, lnu, konopii czy papierowych, a mięso do własnego pojemnika – będąc w Polsce, trudno jest wyobrazić sobie, że zamiast do jednorazowej „zrywki”, magazynowanej później w szufladzie czy wyrzucanej do śmietnika, ludzie pakują owoce i warzywa do wielorazowych, ekologicznych torebek… Jak widać – wiele przed nami! Rwanda, dzięki anty-plastikowej polityce, od lat jest w czołówce państw ocenianych pod względem czystości – chodniki, ulice, pobocza czy wsie są bardzo czyste, a sprzątanie po sobie jest charakterystyczne dla Rwandyjczyków.
Dlaczego i co warto zobaczyć w tym wyjątkowym, afrykańskim kraju?
Kigali, stolica Rwandy, to dynamiczne miasto, które łączy nowoczesność z bogatą historią. Znane ze swojej czystości i bezpieczeństwa i jest doskonałym punktem startowym do odkrywania całego kraju z powodu bardzo dobrej komunikacji i możliwości wyboru różnych środków transportu. Będąc w stolicy, warto zobaczyć:
Muzeum Ludobójstwa w Kigali (Kigali Genocide Memorial), które jest wyjątkowym miejscem, w poruszający sposób upamiętniającym tragiczne wydarzenia bratobójczego ludobójstwa z 1994 roku. Muzeum oferuje głęboki wgląd w historię Rwandy, dokładnie wskazując jakie wydarzenia doprowadziły do okrutnego mordu obywateli na obywatelach, stanowiąc ważny punkt refleksji nad naturą człowieka i rządzą władzy. Warto je odwiedzić, aby lepiej zrozumieć historię kraju i jego mieszkańców.
Nyamirambo – to najbardziej kolorowa i kosmopolityczna część Kigali. Spacerując po tej dzielnicy, można zanurzyć się w lokalnym życiu, odwiedzić tradycyjne bazary, spróbować rwandyjskiej kuchni i poczuć prawdziwy puls miasta.
Kigali Convention Centre – to symbol nowoczesności miasta. Ten futurystyczny kompleks to centrum biznesowe i kulturalne, które przyciąga odwiedzających z całego świata. W okolicy znajdują się również luksusowe hotele, które oferują najwyższy standard usług, którego wiele europejskich hoteli może pozazdrościć.
Hôtel des Mille Collines – otwarty w 1973 roku jako wiodący hotel w kraju, będący później schronieniem dla około 2000 osób, które zostały uratowane przez możliwość schronienia się hotelu w 1994 roku podczas ludobójstwa Tutsi. Hôtel des Mille Collines jest z pewnością najsłynniejszym hotelem w Rwandzie! Położony jest w centralnej dzielnicy biznesowej, pozwala cieszyć się zapierającymi dech w piersiach widokami na wzgórza Kigali, oferuje pyszne dania kuchni lokalnej i międzynarodowej. Hotel znany jest z promowania lokalnych artystów, którzy dają występy na żywo (uwierzcie mi, że są wyjątkowe!), kultury i produktów rwandyjskich. W hotelu eksponowane są dzieła sztuki, tworzone przez lokalnych artystów, istnieje również możliwość ich nabycia (choć trudno przewieźć je samolotem do Polski, jeśli są większych rozmiarów, ale dla chcącego, nie ma rzeczy niemożliwych!). Warte podkreślenia jest, że hotel w 90% korzysta z lokalnie produkowanych dóbr i oferowanych usług.
Targ Kimironko – miejsce znajduje się w dzielnicy Kimironko, jest najbardziejm ruchliwym targiem w mieście! Mieszkańcy całego miasta przyjeżdżają tu, aby zakupić świeże owoce i warzywa, ale także tkaniny, z których szyte są ubrania, wyprodukowane przez szwaczki ubrania czy zwyczajne artykuły gospodarstwa domowego. Na Kimironko kupimy produkty z Rwandy, Ugandy , Kenii czy Demokratycznej Republiki Konga. Targowisko umożliwia zobaczenie Rwandę w jej najbardziej żywym wydaniu!
Park Narodowy Akagera został założony przez Belgów w 1934 r., jako drugi taki obiekt w Afryce Równikowej. Początkowo, kolonizatorzy obrali sobie za cel zachowanie stanu ilościowego zwierzyny łownej dla belgijskiej rodziny panującej oraz ich gości, później (co wynikało z problemów finansowych) umożliwiono zamożnym myśliwym odpłatny odstrzał zwierzyny… Lata 50. XX wieku (w końcu!) przyniosły zmianę, a park zaczął pełnić funkcję ochrony przyrody, a nie prywatnego folwarku łownego.
Dziś, największy park narodowy Rwandy jest schronieniem dla ogromnej ilości gatunków zwierząt, do których należą m.in.: słonie, lwy (ostatni lew – wiele z nich stało się ofiarami kłusowników, był widziany w parku w 2007 roku, jednak dzięki działaniom władz parku te wspaniałe zwierzęta zostały ponownie introdukowane w parku w 2015 r., kiedy wypuszczono na wolność 7 sztuk), bawoły, lamparty, antylopy, hipopotamy czy topi, nie wspominając o setkach gatunków ptaków, kilku gatunkach naczelnych oraz niezliczonych płazach czy owadach. Podobny do losów lwów, które pierwotnie zamieszkiwały teren parku, spotkał nosorożce czarne – ostatni był obserwowany na terenie parku w 2007 roku, przez 10 kolejnych lat nikt w parku niestety nie spotkał żadnego osobnika. Pod koniec maja 2017 r. Park Narodowy Akagera przyjął 18 czarnych nosorożców wschodnich z Republiki Południowej Afryki, a parę lat później narodziło się pierwsze „parkowe” cielę!
Dzięki dziesiątkom tysięcy osób, które przybywają z całego świata zobaczyć piękno natury, park samofinansuje swoją działalność w niemal 75%! Bilety wstępu, przewodnicy czy dodatkowe atrakcje są odpłatne, ale widać, że środki z nich pozyskiwane są inwestowane w ochronę przyrody, zatrudnianie strażników z psami tropiącymi kłusowników, helikoptery do patrolowania terenu parku czy infrastrukturę dla odwiedzających.
Plantacja i fabryka herbaty Kitabi – plantacja znajduje się na terenach położonych wokół Parku Narodowego Lasu Deszczowego Nyungwe, stanowiać jedyną w swoim rodzaju strefę buforową wokół całego parku. Plantacja, oprócz dostarczania wysokiej jakości liści herbaty, spełnia funkcję atrakcji turystycznej – można tutaj zobaczyć, jak z zielonego liścia krzewu herbacianego, krok po kroku powstaje herbaciany susz, a na końcu skosztować świeżego naparu! Oprócz Kitabi, wokół parku działają także dwie inne fabryki produkujące herbatę – Gisakura i Gisovu. Od momentu doświadczenia w fabryce herbaty Kitabi, jeśli gdziekolwiek na świecie zobaczysz opakowanie herbaty „Kitabi Tea Estate”, której logo to dwa zielone wzgórza z zielonym listkiem na górze – będziesz wiedział, skąd pochodzi i jak powstaje!
Park Narodowy Lasu Nyungwe – został założony stosunkowo niedawno – w 2004 roku, równocześnie stając się jednym z największych rwandyskich obszarów pełnej ochrony przyrody – obejmuje około 970 km2 lasu deszczowego – dla porównania: unikalny na skalę Europy Białowieski Park Narodowy zajmuje jedynie 105 km2, a otulina wokół niego zaledwie 34 km2. Nyungwe jest największym afrykańskim chronionym górskim lasem deszczowym i sam fakt możliwości przebywania w nim jest przeżyciem! Park otaczają ogromne plantacje herbaty, których jedną z funkcji jest stanowienie naturalnej bariery pomiędzy lasem a uprawami rolniczymi. Herbata zbierana w rejonie parku cieszy się ogromnym uznaniem na całym świecie. Ciekawostką jest fakt, że nawet w okresie pory deszczowej w parku nie było żadnych komarów, co było dla mnie ogromnym zdziwieniem!
Unikalne dla Nyungwe są szympansy – żyją tutaj dwie grupy szympansów, jedna liczy około 30 sztuk (można „podglądać” ją w warunkach naturalnych w obecności przewodnika i za dodatkową opłatą), drugą stanowi rodzina około 60 naczelnych. Wspaniałą atrakcją są wiszące w koronach drzew mosty – spacer z tej perspektywy to niesamowite doświadczenie! Spotkamy tutaj setki gatunków drzew, ponad 10 tysięcy gatunków roślin, w tym ponad 400 storczyków (naukowcy ciągle odnajdują nowe!), 300 gatunków ptaków (w tym 29 endemicznych dla regionu Rowu Albertine), żyje tutaj 85 gatunków ssaków, w tym 13 naczelnych.
Spacerując po szlakach przeznaczonych dla odwiedzających (łączna długość tras to około 130 kilometrów) czuje się przyjemny chłód – park leży na terenie górskim, najwyższy szczyt wznosi się niemal 3000 m. n. p. m., a najniższy punkt w parku ma wysokość 1600 m. n. p. m. Warto odwiedzić to miejsce będąc w Rwandzie – jest to jeden z najstarszych lasów deszczowych na całym kontynencie afrykańskim i całym świecie. Warto wspomnieć, że stanowi główne źródło wody dla całego kraju – 70% zasobów wodnych Rwandy leży właśnie w Nyungwe. Według niektórych badaczy z lasu Nyungwe wypływa również Nil, co jest jednak po dziś dzień kwestią sporną m.in. z sąsiadującym Burundi.
Jezioro Kivu nazywane jest często „tykającą bombą”, choć gwoli uspokojenia – tykanie ma zgodnie z wyliczeniami szwajcarskich naukowców trwać jeszcze kilkaset lat. Jezioro leży na wschód od Kigali, przebiega przez nie granica Rwandy i Demokratycznej Republiki Konga. Szmaragdowe wody największego w Rwandzie zbiornika (Kivu jest szóstym względem wielkości jeziorem na kontynencie afrykański), otoczone są zielonymi wzgórzami, wokół panuje spokój, a przybyszom towarzyszą dźwięki natury. Miejsce jest idealną odskocznią od gwarnych i szumiących przeróżnymi dźwiękami miast – tutaj czas zwalnia, a organizm się wycisza.
Kivu (jedno z Wielkich Jezior Afrykańskich) ma powierzchnię ok. 2700 km2, leży na wysokości 1460 m. n. p. m., średnia głębokość to 220 metrów, a najgłębsze miejsce znajduje się na głębokości – 475 metrów! Linia brzegowa jest bardzo urozmaicona, znajdują się na niej liczne wcięcia w ląd oraz miejsca, gdzie zęby lądu wchodzą daleko w wodę, ponad powierzchnię wystaje też mnogość mniejszych i większych wysp, przy czym największa – Idjwi, która ma powierzchnię 285 km2 (Poznań zajmuje niespełna 262 km2) leży po stronie DRK.
Dlaczego Kivu to tykająca bomba?
Zbiornik powstał w wyniku napierania na siebie płyt tektonicznych – znajduje się na terenie Wielkiego Rowu Afrykańskiego, w okolicy znajdują się dwa wulkany, które od czasu do czasu plują lawą, dając znak, że pod powierzchnią ziemi „coś się dzieje” (leżący w DRK Nyiragongo dał o sobie ostatnio znać w 2020 roku, bliższy wodom jeziora Rumoka jest uśpiony od 1913 roku). W wyniku uwalniania się gazów spod napierających na siebie płyt tektonicznych i wstrząsów pochodzących z aktywności wulkanów, na dnie jeziora znajduje się około 300 km3 rozpuszczonego w wodzie dwutlenku węgla, metanu i siarkowodoru (dla porównania: najpopularniejszy zbiornik na gaz ziemny do ogrzewania budynków jednorodzinnych ma pojemność 3700 m3, a przy dnie Kivu są 3 miliardy (300.000.000.000 m3!) metrów sześciennych wybuchowej mieszanki gazów. Warto wspomnieć, że gazu co rusz przybywa – pod naszymi stopami dzieje się o wiele więcej, niż myślimy :). Kivu jest jednym z trzech jezior o podobnych cechach na świecie (dwa pozostałe to Monoun i Nyos (Lwi), leżące w Kamerunie – gazy pod obydwoma wybuchły w wyniku erupcji limnicznej powodując ogromne straty wśród ludzi i zwierząt (po więcej informacji zapraszamy do strefy ciekawostek!), odpowiednio w 1984 i 1986 roku). W wyniku przesycenia wody zawartością gazów, bądź nagłym „odwróceniem położenia” wody i gazów, do czego mogłoby dojść w związku ze wstrząsami sejsmicznymi wulkanów – gaz uwolniłby się w ogromnej ilości doprowadzając do natychmiastowego uduszenia mieszkającej wokół ludności i żyjących tam zwierząt.
Na jeziorze powstała w 2016 roku innowacyjna platforma KivuWatt, która pozyskuje z wód jeziora energetyczny metan, który przetwarzany jest później na energię elektryczną! Rwandyjczycy potrafią wykorzystywać potencjalne zagrożenie do zaopatrywania mieszkańców w prąd – KivuWatt wytwarza 30 proc. energii zużywanej przez mieszkańców Rwandy.
Dziś wody Kivu są nasycone gazami w około 60 procentach, w momencie 100-procentowego nasycenia, dojdzie do eksplozji, której rozmiary mogą być dramatyczne. Naukowcy wskazują, że sytuacja jeziora jest stabilna, a aktywność wulkaniczna i płyt tektonicznych nieustannie monitorowana.
Jezioro Ruhondo i Burera (bliźniacze jeziora) znajdują się w północno-zachodniej Rwandzie, opodal Parku Narodowego Wulkanów i granicy z Ugandą. Jeziora, powstałe w wyniku aktywności wulkanicznej, rozdziela pas ziemi o szerokości około 1000 metrów, który powstał w wyniku erupcji wulkanu Sabyinyo (na stokach wulkanu znajduje się siedlisko rodziny goryli górskich, składające się z 9 osobników – gatunek jest zagrożony wyginięciem). Co ciekawe, jezioro Burera leży 150 metrów wyżej niż Ruhondo, powodując ciekawe zjawisko optyczne, jeśli obserwujemy obszar z góry. Głębokość obydwu jezior to około 180 metrów, powierzchnia obydwu obejmuje około 2800 hektarów, ponad powierzchnią wody znajduje się też kilka wysp, na które można wypłynąć łódką bądź kajakiem.
Na brzegach obydwu jezior można zaobserwować tradycyjne łodzie, wykonane z jednego kawałka drewna, którymi lokalni rybacy wyruszają na łowy. Woda jest krystalicznie niebieska, co w porównaniu z widzianymi wszędzie zielonymi wzgórzami i stokami wulkanicznymi w oddali, robi piorunujące wrażenie. Wokół panuje cisza, spokój i błogość – raj dla każdego podróżnika.
Plan podróży po Rwandzie:
Dzień pierwszy jest nastawiony na transfer do Berlina, skąd polecimy do Kigali. Po wylądowaniu – przejazd do hotelu, zakwaterowanie i spacer po okolicy pozwalający na adaptację do lokalnych warunków klimatycznych. Zapoznanie z życiem stolicy.
Drugi dzień wyprawy i pierwszy pełnowymiarowy w Rwandzie rozpocznie się wspólnym śniadaniem, po którym udamy się do Muzeum Ludobójstwa – Kigali Genocide Memorial, gdzie poznamy historię największej tragedii Rwandy oraz jej konsekwencji dla tego pięknego kraju. Następnie odwiedzimy największy i najciekawszy targ w Kigali, czyli Kimironko. Na targu można zakupić lokalne wyroby rzemieślnicze, niezliczoną ilość aromatycznych przypraw i inne ciekawe dobra. W godzinach popołudniowych (w zależności od dostępnego czasu) pospacerujemy po zielonym centrum Kigali oraz zjemy kolację w Hotelu des Mille Collines, słynnym filmowym Hotelu Rwanda.
Trzeciego dnia, po śniadaniu i porannej kawce – spakujemy się i ponownie wyruszymy na zwiedzanie Kigali, które będzie trwało do godziny obiadowej. Po obiedzie udamy się w kierunku Parku Narodowego Akagera. W rejonie parku zakwaterujemy się w piękne i spokojnie położonym hotelu, który otoczony jest bujną zielenią, zamieszkaną przez małpy i tysiące ptaków. W godzinach popołudniowych, jeśli czas i siły nam na to pozwolą, odbędziemy spacer po okolicy, zapoznając się z życiem lokalsów, którzy z serdecznym zaciekawieniem obserwują „mzungu„, jak w języku suahili określa się ludzi o białej skórze lub bardziej ogólnie obcokrajowców.
Kolejny dzień naszej podróży rozpocznie się wczesnym śniadaniem, po którym wyjedziemy do Parku Narodowego Akagera. Po opłaceniu biletów wstępu do parku oraz przewodnika, czeka nas całodzienny pobyt w niesamowicie pięknym parku. Podróżując samochodami terenowymi, będziemy mieli możliwość wielogodzinnej obserwacji, często z odległości kilku – kilkunastu metrów, dziko żyjących afrykańskich zwierząt i pięknych krajobrazów. Park jest idealnym miejscem do fotografowania dzikich zwierząt w ich naturalnym środowisku! Park Akagera nie jest typowym terenem sawannowym – na jego obszarze znajdują się piękne wzgórza czy kilka ogromnych jezior i tereny podmokłe. W zależności od chęci uczestników możemy wynająć łódź i popływać po jednym z jezior, obserwując życie fauny i flory wodnej. W godzinach popołudniowych wyjeżdżamy z parku i udajemy się na noc do hotelu.
Dzień szósty będzie wyjazdowy! Po śniadaniu udamy się w około 300-kilometrową podróż (na szczęście rwandyjskie drogi są w świetnym stanie!) do miejscowości Kitabi, która znajduje się na skraju lasu deszczowego Nyungwe. Po drodze zatrzymamy się w miejscowości Nyanza, gdzie zwiedzimy tradycyjny oraz współczesny Pałac Króla. Następnie przejedziemy przez miasto Butare, gdzie zjemy obiad. Po dojeździe do Kitabi, jeżeli czas pozwoli, zwiedzimy fabrykę herbaty, w której przewodnik zapozna nas z całym procesem technologicznych produkcji najwyższej jakości herbaty rwandyjskiej. Następnie, po kwaterunku w hotelu, w miarę czasu, pospacerujemy po okolicy lub wjedziemy na teren lasu, gdzie posłuchamy odgłosów prawdziwego, dziewiczego, tropikalnego lasu deszczowego – jednego z ostatnich takich miejsc na naszej planecie.
Następnego dnia, po śniadaniu udamy się do Parku Narodowego Nyungwe i powędrujemy pieszo do niesamowitego, tropikalnego wodospadu Kamiranzovu, który jest jedną z wyróżniających się atrakcji w Parku Nyungwe. Spacerując w kierunku parku, można podziwiać wielohektarowe pola uprawne herbaty. Spacerując z przewodnikiem do wodospadu, przy odrobinie szczęścia spotkamy dziko żyjące gatunki małp. Roślinność parku – ogromne paprocie i drzewa – robią fenomenalne wrażenie. Szlak jest dobrze przygotowany, bezpieczny i bardzo urozmaicony. Jeżeli grupa wyrazi taką wolę, istnieje możliwość wykupienia innych aktywności w parku, takich jak wędrówka do siedliska szympansów czy spacer po mostach wiszących. Wieczorem powracamy do hotelu na zasłużony wypoczynek i regenerację sił przed kolejnymi atrakcjami.
Siódmego dnia, po śniadaniu spakujemy nasz podróżniczy dobytek i pojedziemy w kierunku miejscowości Kibuye, która leży nad ogromnym jezioremKivu, z którym wiąże się bardzo ciekawa historia oraz prognoza na przyszłość (koniecznie zajrzyj do zakładki z ciekawostkami i inspiracjami!). Po drodze, pokonując na przemian zjazdy i podjazdy (pamiętajmy, że Rwanda nazywana jest „krainą tysiąca wzgórz”), podziwiać będziemy piękno rwandyjskiej natury oraz widoczne z różnych miejsc jezioro Kivu. Ze względu na posiadanie własnych samochodów będziemy mogli zatrzymywać się w dogodnych dla uczestników miejscach i robić zdjęcia czy podziwiać widoki. Po dojeździe do hotelu i kwaterunku, czeka nas rejs łodzią po jeziorze Kivu. Wieczorem, w zależności od naszych możliwości oraz czasu, możemy udać się na spacer po okolicy i zjeść wspólną kolację w miejscu wybranym przez uczestników.
Kolejnego dnia, po śniadaniu – czeka nas ponownie pakowanie i wyjazd do rejonu jezior Ruhondo i Burera. Po drodze przystanek w mieście Gisenyi, graniczącym z Demokratyczną Republiką Kongo, gdzie zrobimy sobie przerwę na kawę i chwytanie promieni słońca na plaży nad pięknym brzegiem jeziora Kivu. Następnie udamy się do Ruhengeri, gdzie po krótkim objeździe miasta planowany jest czas na obiad. Z pełnymi brzuchami, udamy się do hotelu, położonego nad jeziorem Ruhondo z widokiem na Park Narodowy Virunga, w którym żyją goryle górskie. Wieczorem zapraszam na spacer po okolicy i kolacja w miejscu wybranym przez uczestników.
Dziewiątego dnia, po śniadaniu – czekan nas wyjście na spacer z przewodnikiem w rejon położony pomiędzy jeziorami Ruhondo a Burera. Z okolicznych wzgórz można podziwiać piękno obydwu jezior. Podczas kilkugodzinnego spaceru przyjrzymy się przyrodzie Rwandy, a przede wszystkim życiu Rwandyjczyków na wsi. Istnieje możliwość odwiedzin miejscowego baru i wypicia dobrego, lokalnego piwka w miłej atmosferze i towarzystwie lokalnej ludności. Po wycieczce, w zależności od dostępnego czasu i woli uczestników, wybierzemy się na objazd okolicznych terenów czy miejscowości.
Dziesiątego dnia, po śniadaniu – pakowanie i powoli przejedziemy do Kigali. W trakcie podróży planowane są przerwy na podziwianie rwandyjskiej przyrody „w miejscach na życzenie uczestników”. Po dojeździe do Kigali, w zależności od czasu, ponowna wycieczka po mieście i kolacja w pięknie położonej restauracji z widokiem na Kigali.
Ostatni dzień naszej wspólnej przygody zacznie się śniadaniem, pakowaniem i wyruszymy (niestety!)n w podróż powrotną do Berlina, skąd udamy się do Poznania.
Kazachstan – garść informacji
Wiktoria Cybula
Kazachstan to dziewiąte największe państwo na świecie o powierzchni ponad 2,7 milionów kilometrów kwadratowych, z populacją liczącą zaledwie 20 milionów mieszkańców. Graniczy z Rosją, Chinami, Kirgistanem, Turkmenistanem i Uzbekistanem. Ogromne połacie terytorium tego państwa w połączeniu z małą liczbą jego mieszkańców sprawiają, że podróżując poza miastami można przemierzyć wiele godzin bez spotkania na swej drodze żywej duszy. Kazachstan uzyskał niepodległość w 1991 roku, po rozpadzie Związku Radzieckiego, dlatego nadal można znaleźć w nim pozostałości sowieckiej architektury, kultury i obyczajów. Oprócz sporej liczby Rosjan, kraj zamieszkiwany jest przez wiele innych narodowości, będąc wspaniałym przykładem współistniejącej wielokulturowości. Obfite złoża surowców naturalnych – węgla kamiennego, rud żelaza, miedzi, srebra, cynku, ołowiu, chromu, manganu, ale także ropy naftowej i gazu ziemnego, pozwalają na szybki rozwój i wzbogacanie się tego państwa. Szacuje się, że na terytoriach Kazachstanu, szczególnie na zachodzie i południu kraju, znajduje się około 2% światowych rezerw ropy naftowej. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że kazachska firma Kazatomprom jest największym na świecie dostawcą uranu, który wykorzystywany jest do produkcji paliwa jądrowego. Od 2009 roku Kazatomprom utrzymuje pierwszą pozycję w wydobyciu uranu, w 2022 roku 23% wydobytego uranu pochodziło z kazachskich złóż.
W przeszłości mieszkańcy Kazachstanu prowadzili nomadyczny tryb życia, który nadal można zauważyć we wciąż kultywowanych tradycjach. Naleciałości życia nomadów odzwierciedlane są w kazachskiej kuchni, opierającej się głównie na mięsie i produktach pochodzenia zwierzęcego (nomadowie, ze względu na tryb życia mieli wysokie zapotrzebowanie na energię).Do mięs, głównie jagnięciny, baraniny i koniny, na przestrzeni lat dołączyły ryby, owoce, warzywa i produkty zbożowe. Narodowym daniem Kazachów jest serwowany na dużym talerzu beshbarmak, składający się ze sporych kawałków gotowanego ciasta i mięsa z dodatkiem rosołu.
Stolicą Kazachstanu jest bardzo nowoczesne i stale rozwijające się miasto Astana, słynące z przeważającej w nim futurystycznej architektury, w której dominuje metal i szkło. Astana podzielona jest na dwie części przez rzekę Ishim, po której prawej stronie przeważa starsza i postsowiecka architektura, natomiast po lewej pojawiają się coraz bardziej zaskakujące budowle. Niektóre z futurystycznych budowli znajdujących się po lewej stronie rzeki to: Khan Shatyr – odwiedzane przez około 25 000 osób dziennie, ogromne centrum handlowe o kształcie namiotu, posiadające nawet wewnętrzną sztuczną plażę. Wieża Bayterek – Sięgający 97 metrów wysokości punkt widokowy w centrum Astany, przypominający swoim wyglądem mityczne drzewo życia. Muzeum Energii Przyszłości Nur Alem – budynek w kształcie kuli, którego każde piętro zapoznaje zwiedzających z innym typem energii odnawialnej. Na jednym z pięter muzeum znajduje się także wystawa dotycząca planowanych w Astanie projektów. W kontraście do lewej strony rzeki, po prawej stronie rzeki znaleźć można najstarszy budynek w mieście jednocześnie pełniący funkcję muzeum pisarza i poety – Saken’a Seifullin’a, Hazrat Sultan – największy meczet Azji centralnej, czy budynek pierwszej muzułmańskiej szkoły. Odwiedzić można także nowszą konstrukcję jaką jest Pałac Pokoju i Pojednania w formie ogromnej podzielonej na trzy części piramidy. Projekt ten ma symbolizować pokój i współistnienie między ludźmi pochodzącymi z różnych kultur i wyznań, będące esencją Kazachstanu. Przeszklony wierzchołek piramidy symbolizuje niebo, jej środkowa część świat istot żywych, natomiast jej dolna, a zarazem najciemniejsza część symbolizuje zaświaty.