Kirgistan – wolność, natura, ludzie i góry

Opracował: Krzysztof Danielewicz, 2024

Kirgistan to bardzo ciekawy, ale słabo znany w Polsce kraj Azji Centralnej, graniczący z Chinami, Uzbekistanem, Kazachstanem i Tadżykistanem. Jego powierzchnia wynosi 199 951 km², z czego 93% stanowią góry. Największym łańcuchem górskim są góry Tienszan, w których znajduje się też drugie co do wielkości jezioro świata Issyk Kul o powierzchni 6236 km2 i głębokości do 669 m. Największe i jednocześnie będące stolicą miasto to Biszkek. Językiem urzędowym jest kirgiski, powszechnie używa się też języka rosyjskiego. Wśród ludności 70% mieszkańców to Kirgizi, ale duży odsetek stanowią także Uzbecy, a następnie Rosjanie, Ujgurzy, Dunganie i Tatarzy.

Wybór Kirgistanu jako kolejnego celu mojej podróży wynikał z tego, że kilka lat temu, kiedy zwiedzałem Kazachstan, miałem okazję być kilka dni nad jeziorem Issyk-Kul. Tym razem wraz z kolegami zrealizowałem dłuższy, bo dziesięciodniowy wyjazd (tzw. męski wypad).

Przelot tureckimi liniami lotniczymi, z przesiadką w Istambule, odbył się bardzo sprawnie i zgodnie z planem. Na lotnisku kontrola paszportowa trwała może z trzy minuty, odbiór bagażu – może cztery, i już byliśmy w taksówce. Oczywiście standardowo zostaliśmy przechwyceni przez łowcę głów i przekazani kierowcy taksi; obaj podzielili się gotówką. Droga z lotniska w Manas do samego Biszkeku wynosi około 32 km.

Kierowca, bardzo otwarty, udzielił wielu rad i wskazówek dotyczących wartych odwiedzenia miejsc czy restauracji w Biszkeku. W hotelu, pomimo że znaleźliśmy się w nim trzy godziny za wcześnie, zaproszono nas na śniadanie, a po pół godziny mieliśmy już pokoje. W międzyczasie jeden z kierowników w hotelu udzielił nam wskazówek, co i gdzie warto zobaczyć oraz na co uważać. Gdzie i jaką przepustkę załatwić, aby móc przebywać w strefie przygranicznej z Chinami i podziwiać piękne widoki.

Godzina na wypoczynek musiała wystarczyć, aby zregenerować siły po nieprzespanej nocce. Punkt 13.00, zgodnie z umową, dostarczono nam terenową toyotę lexus. Bardzo sprawnie przekazano dokumenty i sam samochód.

Następnie wybraliśmy się w długi marsz do centrum Biszkeku, w miejsca, które miałem okazję zwiedzić kilka lat temu. Gołym okiem dało się zauważyć ogromne zmiany w mieście. Mnóstwo budynków jest restaurowanych lub remontowanych, ładne chodniki, pięknie zrobione zielone skwery. Pomimo minionego niedawno COVID-19 miasto bardzo fajnie i szybko się zmienia. Czuć mnóstwo dobrej energii i młodych ludzi. Widać też wielu turystów czy Rosjan, którzy prawdopodobnie uciekli tu w obawie przed wcieleniem do armii i wysłaniem do Ukrainy.

Po obejściu centrum miasta pojechaliśmy taksówką do (poleconej nam przez kierowcę taksówki z lotniska) najbardziej narodowej restauracji Supara. Znajduje się ona na bardzo dużym terenie, zabudowanym małymi jurtami restauracyjnymi czy drewnianymi budynkami. Są tam małe kanały rzeczne, dużo zieleni oraz turystów i Kirgizów, z których większość biegała z aparatami fotograficznymi, podziwiając klimat restauracji. Wspólnie z moimi kolegami zamówiliśmy kilka różnych dań, aby popróbować kuchni kirgiskiej, oczywiście z jej najważniejszym daniem, czyli beszbarmakiem. Danie składało się z makaronu obłożonego różnymi gatunkami gorącego mięsa, w tym koniną. Praktycznie wszystkie chlebki, sałatki, zupy czy zakąski były wyśmienite, tym bardziej że przepijaliśmy je pysznym kirgiskim koniaczkiem, zieloną herbatą i wodą mineralną.

Po pysznej kolacji trzeba było wrócić 12 km do hotelu. O ile do restauracji taksówka kosztowała 1000 KGS (somów), to powrotna marszrutka – już tylko 60. To tylko pokazuje, jak można tanio się w tym kraju przemieszczać, jeżeli zna się jego język i specyfikę.

Kolejnego dnia przyszedł czas na wymianę waluty na lokalną i wyjazd w teren naszym dwuipółtonowym lexusem. Ogromny samochód, załadowany wyposażeniem przez właściciela, robił wrażenie. Mieliśmy tam nawet śpiwory, namioty, krzesełka czy szampana. Początkowo jechałem bardzo powoli, bo auto miało automatyczną skrzynię biegów. W Kirgistanie trzeba uważać na prędkość, ponieważ posterunków policyjnych i radarów jest tutaj niezliczona ilość. Nie należy się dziwić, ponieważ w dalszym ciągu lepiej zapłacić mandat bez rachunku… niż płacić oficjalnie.

Zgodnie z planem mieliśmy dojechać do miasta Czołponata, które znajdowało się w połowie długości na północnym brzegu jeziora Issyk-Kul, mającego ponad 200 km długości i około 60 m szerokości. Jezioro jest niesamowicie czyste, ale słone, pomimo że jest jeziorem. Początkowo trasa biegła małymi i większymi miejscowościami, by w końcu przejść w pobliże jeziora. Teren jest pofałdowany, mało zielony raczej pustynny. Z ciekawości od czasu do czasu odbijaliśmy w boczne drogi, aby zrobić kilka fajnych zdjęć i podglądać życie codzienne Kirgizów.

Pomimo odległości na kilka godzin pokonanie trasy do miasta zajęło nam cały dzień. Kiedy wreszcie dojechaliśmy, szybko znaleźliśmy jakiś hotel-pensjonat za ok. 25 PLN na osobę i poszliśmy zwiedzać miasteczko. Podziwialiśmy pięknie zrobiony park z małym jeziorem, plaże jeziora Issyk-Kul, odkryliśmy też gorące źródła. Zjedliśmy mały i zdrowy posiłek wieczorny w tradycyjnej kirgiskiej restauracji, gdzie siedziało się na klęczkach. Na początku wydawało się to fajne, ale później ciężko było poskładać biodra…

Kiedy w naszym ośrodku szykowaliśmy się w drogę do ciepłych źródeł, wydarzyła się bardzo przykra sprawa. Rozmawiałem z kolegą przy budynku ośrodka, gdy z pierwszego piętra ośrodka czteroletni syn właścicieli zrzucił mi na głowę sporej wielkości kawałek tynku. Przez chwilę nie wiedziałem, co się stało – poczułem ogromne uderzenie w głowę, a chłopczyk patrzył z góry i się tylko śmiał. Głowa zaczęła bardzo obficie krwawić, ale udało się na szczęście to opanować i udaliśmy się do gorących źródeł. Łaźnia znajdowała się 200 m od naszego hotelu. Po drodze jeszcze daliśmy znać rodzicom chłopca, aby porozmawiali z małym, by w przyszłości nie wydarzyła się większa tragedia.

Łaźnia składała się z recepcji, gdzie otrzymywało się opaskę otwierającą szafkę, zupełnie jak na polskich basenach. Po przebraniu szło się na dziedziniec, gdzie znajdowało się kilka małych basenów z gorącymi źródłami, pełnymi takich pierwiastków, jak siarka, ołów, cynk itp. Po kilkuminutowym pobycie w gorącej wodzie wchodziło się do zimnego basenu, co powodowało szok dla organizm. Wieczorne poddawanie się zabiegom leczniczym bardzo dobrze wpływało na samopoczucie. Pomimo rozbitej głowy i puchnącej powieki z przyczyn dla mnie niezrozumiałych humor mi dopisywał. Po drodze wypiliśmy jeszcze po piwku w jednej z restauracji, znajdującej się przy ośrodku wypoczynkowym, i porozmawialiśmy z właścicielką kolejnego, umawiając się na śniadanie. Na każdym kroku spotykaliśmy fantastycznych i otwartych ludzi, których we współczesnej Europie coraz trudniej znaleźć.

Rano przed ósmą zadzwonił do mnie Sergey, od którego przejmowałem auto, z informacją, że mam rozładowany akumulator, ponieważ nie wyjąłem do końca kluczyka. Początkowo szok: skąd on o tym wie, skoro jest w Biszkeku. Później jasna refleksja, że muszą przecież nawet na odległość monitorować swoje auta. Wstałem szybko z łóżka, sprawdziłem i oczywiście miał rację, auto nie żyło…Niemniej jednak należało wykonać plan. Najpierw o godzinie 9 ponownie udaliśmy się do ciepłych źródeł, tym razem z opalaniem na leżakach. Potem zjedliśmy pyszne śniadanie u miłej pani z sąsiedztwa, połączone z oglądaniem jej ośrodka i wymianą kontaktów biznesowych, a następnie organizowaliśmy, wspólnie z mężem naszej właścicielki ośrodka, taksówkarza, który nam podładował auto, co pozwoliło kontynuować podróż.

Pomimo dużego opóźnienia tempo pierwszych pięciu godzin jazdy wynosiło 10 km/h. Spowodowane było to ciągłym zatrzymywaniem się na robienie zdjęć czy odbijaniem do wsi w celu podglądania życia zwykłych Kirgizów. Z godziny na godzinę krajobraz przeistaczał się z suchego i surowego na pięknie i soczyście zielony. Zmieniały się krajobrazy, które ponownie zachęcały do robienia zdjęć.

W jednej ze wsi spotkaliśmy małych chłopców, którzy szybko wyczuli biznes i przybiegli z orłami. Po sesji zdjęciowej należało uregulować rachunek z małymi biznesmenami. Nie daję nigdy kasy za darmo, ale zawsze wspieram kreatywność i wszelkie formy zarobkowania u dzieci i młodzieży. Sam byłem tak wychowywany i wiem, że przynosi to świetne efekty.

Jadąc, widzieliśmy, że wiele się dzieje zarówno w obszarze rozbudowy dróg, jak i miejscowości. Kirgistan doskonale zdaje sobie sprawę, że turystyka przynosi świetne dochody, a mając takie piękne i ogromne jezioro jak Issyk-Kul, nie można marnować szansy na rozwój tej części gospodarki.

Około godziny 20 dojechaliśmy do dużego i ładnego miasta Karakol. Pomimo późnej pory zdążyłem jeszcze zlokalizować wjazd do parku i ustalić z panem strażnikiem z bramy głównej możliwość jazdy konnej kolejnego dnia. Całość zajęła około dziesięciu minut. Lubię kraje Azji Centralnej, ponieważ tutaj wszystko da się załatwić błyskawicznie. Mają biznesowe podejście do życia. Pomimo dużego opóźnienia plan się nam na bieżąco pięknie układał. Pewnie bylibyśmy wcześniej, ale mając tak fajne auto i widoki, nigdzie nam się nie spieszyło.

Rano punktualnie o godzinie 8 zameldowaliśmy się przy bramie głównej do parku. Kupiłem trzy bilety, otrzymując paragon za dwa… taki system, każdy musi zarobić. Mieliśmy małe problemy ze zlokalizowaniem właściciela koni, ale po około 20 minutach i ponownym powrocie na bramę wjazdową parku udało się wreszcie dotrzeć do gospodarza z końmi. Na miejscu czekały cztery konie i szesnastoletni przewodnik, syn gospodarza. Bardzo szybko udało się skrócić kontakt z rodziną gospodarza i po małym kielichu i poczęstunku już siedzieliśmy na końskich grzbietach.

Od miejsca startu cała trasa wiodła wzdłuż rzeki. Według przewodnika na końcu trasy przez park, liczącej 25 km, jest obóz, w którym można spać. Napisać, że widoki były piękne, to nic nie napisać, po prostu nigdy niczego piękniejszego nie widziałem. Wędrowaliśmy trzy godziny w jedną stronę, godzinna przerwa i powrót około trzech godzin – w sumie zrobiliśmy około 25 km w końskim siodle, co nie pozostało bez znaczenia dla komfortu całego ciała.

Po drodze mijaliśmy zagrody rolników – typowo sowiecki bałagan, ale jednocześnie taki sielankowy, bez pośpiechu i nadęcia. Cały czas spotykaliśmy małe stada krów i koni bez żadnej opieki. Mogliśmy podziwiać małe i większe dopływy głównego nurtu rzeki, widzieliśmy całe rodziny Kirgizów nad rzeką, spędzających czas w ramach rodzinnych pikników czy wręcz rozbitych pod namiotami. Widać ogromne zamiłowanie Kirgizów dla natury. Najpiękniejszy jednak był rejon naszej przerwy. Dochodząc do tego miejsca, naszym oczom ukazała się przepiękna równina pośród gór, poprzecinana przez wiele małych rzeczek, na małych łąkach pasło się stado wolnych koni, a w powietrzu latały orły oraz inne ciekawe i kolorowe ptaki. Wszystko wyglądało wręcz bajkowo. Wykorzystałem każdą chwilę ze słońcem na robienie zdjęć. W trakcie przerwy zjedliśmy przetransportowane ciastka, popijając je piwkiem. Ze względu na ciągły brak czasu i terminy od 17.00 poprzedniego dnia do 17.00 kolejnego dnia byliśmy bez porządnego jedzenia, funkcjonując tylko na kilku ciastach i wodzie mineralnej. Po drodze mijaliśmy pojedynczych turystów, którzy wędrowali 25 km do końcowego obozu, w tym jedną Polkę z Warszawy.

Kirgistan to wręczy wymarzony kraj na takie spokojne wędrówki, bez pośpiechu i konieczności przepychania się z tysiącami innych turystów o dostęp do najlepszego ujęcia zdjęć. Ciągle nie mogę zrozumieć, dlaczego ten kraj w Polsce traktowany jest jako trochę niebezpieczny czy ryzykowny. Oczywiście jest inny i przez to ciekawszy, ale ludzie tutaj są mili, otwarci, prawdziwi i dumni ze swojej kultury. Kuchnia kirgiska jest wręcz szokująca – ogrom różnych dań i cudowne smaki są wręcz niewiarygodne. Chyba nigdzie na świecie nie spotkałem takiej różnorodności i tak pysznych smaków.

Po wszystkim oddaliśmy konie, rozliczyliśmy się i nawiązałem kontakty biznesowe na przyszłość. Pojeździliśmy jeszcze trochę po okolicy i w końcu nadeszła upragniona kolacja po 24 godzinach bez jedzenia. Dobrze nam to zrobiło, ale zmęczenie i silne słońce spowodowały dramatyczny spadek energii witalnej. Udało się nam znaleźć lokalną, wysoko ocenianą tradycyjną restaurację z żywą muzyką i świetną obsługą. Zamówiliśmy tackę różnych mięs z grilla i tackę różnych chlebków oraz sałatki i dodatki. Pomimo głodu zdołaliśmy jednak zjeść tylko połowę, resztę zabraliśmy ze sobą. Rachunek opiewał na 350 PLN – na trzech. W Polsce za taką ilość i jakość jedzenia musielibyśmy zapłacić co najmniej 1000 PLN, jeżeli nie więcej. Po kolacji szybkie szukanie noclegu i odtwarzanie gotowości na kolejny dzień w tym pięknym kraju.

Noc spędziliśmy w bardzo czystym, ale trochę hałaśliwym hotelu przy głównej drodze do Karakol. Po śniadaniu udaliśmy się w kierunku Kadży Sai – małego miasteczka, w którym miałem okazję być kilka lat temu w trakcie swojej podróży do Kazachstanu i Kirgistanu. Niedaleko po wyjeździe z Karakol skręciliśmy w lewo do wsi, ponieważ widziałem małe okrągłe wzgórza, na których były polne drogi. Chciałem wjechać autem na taką górę i zobaczyć z niej panoramę na okoliczne wzgórza. Jadąc polną drogą, pokonywaliśmy jedno wzgórze za drugim i byliśmy coraz bliżej pięknego widoku na ośnieżone, wysokie szczyty. Kiedy skończyła się droga, dojechaliśmy do zagrody z owcami, krowami i końmi. Od pracującego tam miłego człowieka dowiedzieliśmy się, że jeżeli chcemy zobaczyć piękny widok, powinniśmy pojechać na najwyższe wzgórze, i wskazał nam kierunek. Zapytałem, czy mogę jechać prosto przez pola, bo tam nie ma drogi. Stwierdził, że oczywiście.

Kiedy dojechaliśmy na wskazane wzgórze, okazało się, że wszystkie wcześniejsze zdjęcia możemy wyrzucić, ponieważ to, co zobaczyliśmy, przebijało wszystko. Ze wzgórza mieliśmy wspaniały widok na całą zieloną i zalesioną dolinę oraz pięknie ośnieżone wzgórza z drugiej strony doliny. Kiedy wypożyczałem samochód, dostałem w zestawie szampana i trzy kieliszki – wszystko to czekało na super okazję, aby je otworzyć. Stwierdziliśmy, że to jest ten moment. Rozłożyliśmy stolik, trzy krzesełka i pijąc sowietskoje szampanskoje, podziwialiśmy cudowne widoki. Pogoda była piękna i słoneczna, nawet myśleliśmy, aby rozbić tam namiot i zostać na noc. Ze względu na wczesną jeszcze porę zdecydowaliśmy się jednak pojechać dalej. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do naszego pana, aby mu podziękować za wskazówki. Na miejscu poprosiłem go, czy by pożyczył mi swojego konia do nagrania filmiku z jazdy konnej. Zapytał tylko, czy potrafię jeździć, i ostrzegł, że koń jest narowisty.

Po wszystkim udaliśmy się dalej w zaplanowanym kierunku. Po jakimś czasie znowu jechaliśmy wzdłuż jeziora Issyk-Kul, wypiliśmy kawę i poczuliśmy się senni. Emocje zrobiły swoje. Nie myśląc długo, skręciliśmy w polną drogę i migiem dotarliśmy na sam brzeg jeziora, które wygląda jak morze. Prze kolejną godzinę na przemian kąpaliśmy się i opalaliśmy nad jeziorem. Kraj ten pozwala, aby jadąc jedną drogą, w zależności od naszych potrzeb, w ciągu 10–15 minut plażować lub spacerować po górach. To jest niesamowite.

Po plażowaniu mieliśmy dojechać w końcu do Kadży Sai, ale po lewej stronie był skręt na wodospad Barskoon. Po paru kilometrach ujrzeliśmy kolejny sielankowy widok: zielone doliny, gdzie wzdłuż drogi płynęła rzeka, a po prawej i lewej stronie – piękne, częściowo zalesione wzgórza. Po prawej stronie zauważyłem kilka budynków, kilka jurt i samochodów – coś, co wyglądało nam na restaurację czy przynajmniej miejsce, gdzie można zjeść. Kiedy tam dojechałem, zastaliśmy sielankową piknikową atmosferę kilku rodzin kirgiskich, które wspólnie tańczyły i śpiewały. Pokręciliśmy się chwilę i podszedł do nas starszy pan. Zapytałem, czy to jest restauracja i czy można zanocować w jurcie. Okazało się, że mają całkowicie nową jurtę, którą mi pokazał. Powiedział, abyśmy pojechali do wodospadów, a on w tym czasie wszystko przygotuje. Ustaliliśmy cenę i śniadanie.

Sam wodospad nie zrobił na nas wrażenia. Udaliśmy się jeszcze kilka kilometrów doliną do jakiegoś punktu z rogatką i znakiem stop. Nikogo nie widzieliśmy, więc postanowiliśmy wrócić i dowiedzieć się, czy można jechać dalej. Jeżeli tak, to taki byłby nasz plan na następny dzień. Z mapy wynikało, że są tam ostre podjazdy, serpentyny i jakieś jezioro na górze.

Po powrocie wprowadziliśmy się jako pierwsi goście do jurty na nocleg. W lokalizacji była toaleta, tzw. sławojka czy drewniany wychodek, ale bez prysznica. Nam to nie przeszkadzało, bo chwilę później kąpaliśmy się już w górskiej rzece, w temperaturze może 5°C. Woda była tak zimna, że wytrzymanie w niej dłużej niż 10–15 sekund okazało się prawie niemożliwe. Wieczorem otrzymaliśmy jeszcze herbatkę i poszliśmy spać. W nocy słychać było tylko szum rzeki. Spanie w jurcie to nowe i bardzo ciekawe doświadczenie. Koszt takiej nowej jurty to około 12 000 PLN. Nasza wyglądała rewelacyjnie. Spało się świetnie, a obudziła nas krowa, która ryczała co jakiś czas. Rano ponownie wykąpaliśmy się w rzece, zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w głąb doliny, ponieważ nasz gospodarz powiedział, że spokojnie możemy tamtędy jechać.

Droga przez dolinę była, jak na warunki kirgiskie, bardzo szeroka i świetnie utrzymana, pomimo że niewyasfaltowana. Widać było też ogromne ciężarówki z cysternami czy kontenerami, co sugerowało, że może ona prowadzić przez góry aż do Chin. Wjeżdżaliśmy wyżej i wyżej, co jakiś czas pokonując ostre serpentyny. W pewnym momencie osiągnęliśmy wysokość ponad 3000 m n.p.m. Powietrze było coraz rzadsze, koni i innych zwierząt na łąkach widzieliśmy coraz mniej. W pewnym momencie osiągnęliśmy wysokość 3800 m, gdzie ośnieżone szczyty były naprawdę blisko. Do celu, czyli jeziora, zostało nam już tylko kilka kilometrów.

Po pokonaniu serpentyn i podjazdów wjechaliśmy na drogę, która biegła już po płaskiej, ale bardzo wysoko położonej dolinie. Można nią było jechać nawet 70 km/h. W końcu dojechaliśmy do w połowie jeszcze zamarzniętego jeziora. Kiedy do niego podeszliśmy po miękkiej łące, gdzie dopiero wybijały małe kwiatki i trawa, było bardzo rześko, może z 10°C, ale dzięki słońcu chodziliśmy w krótkich rękawkach. Widoki jak w poprzednich dniach urzekające, pomimo że całkowicie inne. Krajobraz surrealistyczny, wysokie wzgórza pokryte śniegiem, droga biegnąca na wysokość prawie 4000 m i jezioro. Przez cały czas oczywiście fotografowaliśmy wszystko, co najpiękniejsze. Po drodze zapytałem jeszcze kilku pracowników security, którzy konwojowali ciężarówki z paliwem, czy one jadą do Chin. Odpowiedzieli, że droga nie prowadzi do Chin, a samochody jadą do położonej w górach kopalni złota. W drodze powrotnej udało się nam jeszcze wypatrzeć świstaka. To bardzo fajne i sympatyczne zwierzęta, muszą jednak uważać na krążące wszędzie orły.

Po wyjechaniu z doliny pojechaliśmy prosto do Kadży Sai z zamiarem obejrzenia jeszcze Kanionu Skazka. Praktycznie przez większość trasy droga była w przebudowie, wszędzie kurz pomimo polewania placów budowy. W przyszłości całej ogromne jezioro Issyk-Kul będzie okrążone dwupasmową, świetnej jakości drogą. Kirgistan ma ogromny potencjał turystyczny i na pewno go wykorzysta.

W Kadży Sai pojechaliśmy do świetnego hotelu, w którym spałem kilka lat temu, prowadzonego przez przesympatyczną Rosjankę Elenę, całe życie mieszkającą w Kirgistanie. Na szczęście miała dla nas trzyosobowy apartament. Poznała mnie, chwilę porozmawialiśmy i pojechaliśmy do Kanionu Skazka. Choć nie jest on jakiś specjalnie duży czy głęboki, to dzięki różnorodności form i kolorów robi naprawdę ogromne wrażenie. Można by tam chodzić godzinami i robić zdjęcia. Niektóre formy skalne czy terenowe wyglądały jakby były robione ludzką ręką.

Po odwiedzinach w kanionie zjedliśmy jeszcze pyszną kolację w lokalnej restauracji i zrobiliśmy zakupy, nawiązując relację z panami spod sklepu, którzy poprosili o 100 KGS na wódkę. Wcześniej z sympatii kupiliśmy im piwo, lecz jeden stwierdził, że zasadniczo to oni piwka nie piją, ale wódeczkę to owszem. Hotel, w którym spaliśmy, jest wyjątkowy, a pomimo suchego terenu wokół był oazą zieleni, jakby z innego świata. Wszystko czyste i zadbane, pełen profesjonalizm. Nawet samochód mogliśmy zaparkować wewnątrz zabudowań.

Kolejny dzień przywitał nas pięknym słońcem, zresztą jak każdego dnia. Rano udało mi się zrobić trochę gimnastyki dla dobrego samopoczucia i – co najważniejsze – oko powoli przestawało puchnąć. Wcześniej każdego dnia budziłem się z coraz mniejszym prześwitem oka. Bałem się, co będzie dalej, jeśli problem nie przestanie narastać. Prawdopodobnie pomogła maść, którą dała mi mądra pani w jednej z aptek.

Po pysznym śniadaniu z bólem w sercu opuściliśmy nasz piękny hotelik, udając się w kierunku miasta Naryn. Mieliśmy w planach zobaczyć tę miejscowość, zasięgnąć języka odnośnie do atrakcji turystycznych i wrócić do jeziora Song Kol. Przez prawie 50 km strasznie się męczyliśmy, gdyż jechaliśmy drogą w budowie, co chwila zjazdy, rozjazdy, kawałek asfaltu, ale generalnie bitka. Dopiero po skręcie na Naryn poprawiło się, a widoki ponownie wynagradzały nam trudy podróży. Po drodze co rusz zatrzymywaliśmy się, aby wykonać kilka fajnych ujęć. Zrobiliśmy zakupy, a przy jednej ze stacji benzynowych spotkaliśmy cztery przemiłe Polki, które w grupie ośmioosobowej wynajęły busa z kierowcą i trzeci dzień podróżowały przez Kirgistan.

Po drodze napiliśmy się także kumysu, tj. kobylego mleka, które jest w tym kraju przysmakiem. Jadąc dalej, musieliśmy co chwila zwalniać, ponieważ drogą szły to owce, to krowy, to konie czy bydło. Taki widok jest w Kirgistanie normalny i zresztą bardzo fajny. Pasterze na koniach próbują zrobić przejazd dla samochodów, nikt nie trąbi i nikt się nie denerwuje.

Po dojechaniu do Narynu zjedliśmy obiad i postanowiliśmy jeszcze dotankować auto. W tym momencie okazało się, że z powodu jakichś dziwnych problemów technicznych w całym mieście przestały pracować wszystkie stacje benzynowe. Nigdzie nie można było kupić paliwa, pomimo że znajdowało się ono w zbiornikach. Nikt nie chciał mówić, dlaczego tak się stało, tylko informowano, że będzie za dwie – trzy godziny. W związku z tym, że mieliśmy zarezerwowane jurty, musieliśmy odwołać nocleg w górach i szukać go w Nurynie. Wiedzieliśmy, że jeśli do 18.30 nie wyjedziemy z miasta, to nie będzie szans dojechać do planowanego miejsca za dnia. Jazda po górach w nocy do miejsca, którego całkowicie nie znam, nie wchodziła zaś w rachubę.

Na jednej ze stacji postanowiliśmy poczekać na paliwo, ale po 20 minutach podszedł do nas ładnie ubrany Kirgiz i powiedział, żebyśmy poczekali w innym miejscu. Widzieliśmy na tej stacji, że ktoś sprawdza jakość paliwa. Prawdopodobnie albo ktoś chrzcił paliwo, albo kupił coś na lewo. Pojechaliśmy na kawę do restauracji, gdzie szybko znalazłem nocleg w spokojnym miejscu. Hotel rewelacyjny, dużo lepszy w realu niż na stronie internetowej. W międzyczasie spadł deszcz. Mieliśmy po 20.30 pojechać sprawdzić paliwo, ale stwierdziłem, że to już nie ma sensu i ogarniemy temat rano po śniadaniu. Wieczorem zrobiliśmy sobie męską nasiadówkę i poszliśmy spać.

Rano, po pysznym śniadaniu, pojechaliśmy po paliwo – już nie było żadnego problemu. Wskazaną nam trasą pojechaliśmy w kierunku jeziora San Kul – drugiego największego jeziora Kirgistanu, położonego na wysokości ponad 3000 m n.p.m.

Po drodze mijaliśmy dosłownie kilka wsi, w których panował luz i swojski klimat, trudny do opisania, dopóki się go nie zobaczy i nie poczuje. Mijaliśmy jeden samochód na 20 minut. Teren cały czas się zmieniał. Po drodze zauważyliśmy kilka sklepów, gdzie można kupić wszystko, co potrzebne, w świetnej cenie. Wreszcie, po około 50 km, skręciliśmy w prawo i skierowaliśmy się w stronę gór. Po drodze oczywiście robiliśmy zdjęcia ciekawszym krajobrazom, cmentarzom, wsiom czy meczetom.

Po jakimś czasie droga zaczęła się wspinać do góry; początkowo łagodnie, później już serpentynami. Mijaliśmy przepiękne rzeczki, jurty czy pola, na których pasło się setki i tysiące konie, kóz, owiec czy krów. Bardzo ciekawie wygląda krajobraz, kiedy dookoła jest bardzo sucho, a wokół płynącej rzeczki czy rzeki rosną bujne drzewa i krzewy.

Droga – szeroka i, o dziwo, przejezdna nawet dla samochodu osobowego z odrobinę wyższym podwoziem – zaczęła serpentynami wznosić się na wysokość ponad 3000 m, osiągając nawet ponad 3346 m. Z góry można podziwiać wspaniałe widoki. Po wjechaniu na szczyt naszym oczom ukazał się ogromny płaskowyż, porośnięty zieloną trawą, na którym pasły się ogromne stada owiec, kóz, krów, jaków czy koni. Słońce ładnie przygrzewało, więc skręciliśmy na jedną z łąk i zrobiliśmy sobie piknik obiadowy, po którym na karimatach ucięliśmy sobie drzemkę pod gołym niebem. Wspaniałe uczucie wolności i natury. Po drodze zauważyliśmy, że czujemy wiele ciekawych zapachów ziół, których trudno szukać w Polsce.

Po drzemce postanowiliśmy znaleźć naszą jurtę – jej właścicielem jest ta sama firma, od której wynajęliśmy auto. Po drodze znowu mijaliśmy pasterzy na koniach przepędzających swoje zwierzęta. Na każdym kroku spotyka się tu stada koni. Myślę, że tylko tego jednego dnia widzieliśmy ich około tysiąca. W jednym miejscu zatrzymaliśmy auto i poszliśmy w pole robić zdjęcia małemu stadu rzadkich nawet tutaj jaków.

Po dojechaniu do naszej jurty obsługa przywitała nas szampanem i oprowadziła po obozie składającym się z kilkunastu jurt. Dodatkowo były jurty obsługi oraz budek z toaletami i prysznicami, na takim poziomie, że niejeden czterogwiazdkowy hotel mógłby im pozazdrościć. Pierwotnie w planach mieliśmy pojeździć po łąkach na koniach, ale pogoda się zepsuła i zaczęło mocno lać, nawet padał grad. Zmęczeni, przeczekaliśmy ten czas w jurcie, smacznie śpiąc.

Po dwóch godzinach się rozpogodziło i poszliśmy nad jezioro porobić zdjęcia. Widok ogromnego jeziora w odległości około 800 m od jurty, na wysokości ponad 3000 m, otoczonego górami, był wręcz surrealistyczny i oglądałem coś takiego po raz pierwszy w życiu. Po powrocie obsługa zaprosiła nas do jurty restauracyjnej na herbatkę z owocami. W międzyczasie napalono nam w jurcie – według obsługi palone miało być o 19.00 i 23.00, po czym wyłączany jest prąd. Wieczorna kosmetyka to przyjemność: w niesamowicie czystych toaletach i prysznicach cały czas grała muzyka. Dokoła cisza i pasące się gdzieniegdzie krowy. Goście z sąsiedniej jurty palili ognisko, naprawdę bajka. Każdy dzień w Kirgistanie był inny, każdy wyjątkowy, a zmieniający się co kilka minut pejzaż nie pozwalał się nudzić nawet przez sekundę. Im dłużej jeździłem po tym kraju, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, jaki on jest piękny i ile jeszcze miejsc pozostało do odkrycia.

Rano pobudka około godziny 4.30. O 5.30 już byliśmy w trasie powrotnej. Gołym okiem było widać, że w nocy padało, i to obficie. Zjeżdżając w dół, dziękowałem sobie, że dzień wcześniej wjechaliśmy inną drogą – ta była bardzo wąska, droga mocno wypłukana przez wodę, a na dodatek jechaliśmy w chmurach, więc widoczność była na parę metrów. Niemniej jednak widoki piękne. Przez pierwsze dwie godziny spotkaliśmy tylko jednego człowieka, i to na koniu. Myślałem, ile czasu w takich warunkach zajęłoby wezwanie pomocy. Ludzi brak, telefony nie działały – zero zasięgu. Cały czas droga mokra, chwilami bardzo śliska, dopiero po ponad trzech godzinach zauważyliśmy pierwsze osady. W końcu dojechaliśmy do drogi asfaltowej, którą dotarliśmy do Biszkeku. W mieście sympatyczny człowiek szybko i perfekcyjnie umył nasz samochód. W hotelu, tym samym, w którym spaliśmy wcześniej, błyskawicznie zdaliśmy auto. Sergey, kiedy zobaczył, jak wygląda auto, natychmiast oddał kaucję. Całe zdawanie trwało dwie minuty. Dla mnie też był to ważny moment, bo dowiedziałem się, że mam do czynienia z bardzo poważną firmą.

Wieczorkiem zrobiliśmy ostatnie zakupy na markecie w centrum miasta – kupiliśmy trochę orzechów, miodu czy kiełbasy z konia, a także prezenty dla najbliższych. Potem udaliśmy się na kolację. Odkryliśmy przy tym świetną uzbecką restaurację – Buchara. Rano szybka pobudka i wyjazd na lotnisko, skąd równie sprawnie dotarliśmy do Warszawy.

Kirgistan to kraj, do którego na pewno będę wracał – dzika natura, niewielu turystów, pyszne i tanie jedzenie, świetna obsługa. Chyba więcej nie trzeba mówić, aby zachęcić do jego odwiedzenia.

Uzbekistan – perła Azji Centralnej

W ramach podróżniczego cyklu „Magiczne podróże z Krzysztofem” zapraszam Cię tym razem na fascynującą podróż śladami historycznego Jedwabnego Szlaku! Dołącz do mnie i stań się częścią wyjątkowej wyprawy, która pozwoli poczuć autentyczny klimat magicznych miast Uzbekistanu, gorącej pustyni Kyzyl-Kum, gościnności Uzbeków, pradawnej tradycji i kultury oraz przepysznych dań lokalnej kuchni!

Podczas podróży, oprócz wspaniałej atmosfery, która jest naszą wizytówką, czeka Cię mnóstwo doświadczeń, których nie sposób będzie zapomnieć! Jakie miejsca odwiedzimy?

TASZKENT – stolica Uzbekistanu, w której zacznie się nasza wyprawa! Nowoczesność łączy się tutaj z bogatą historią. Odkryjemy urokliwe bazary, monumentalne meczety, doświadczymy także ciekawego połączenia sowieckiej i post-sowieckiej myśli architektonicznej.

Taszkent.

SAMARKANDA – niegdyś serce Jedwabnego Szlaku, dziś miasto pozwalające dosłownie dotykać fascynującej historii, pełne majestatycznych zabytków, takich jak Registan czy grobowiec Tamerlana. Nigdzie na świecie nie zanurzysz się tak w atmosferze orientu, przechodząc przez starożytne bramy i podziwiając zdobione mozaikami medresy, jak właśnie w Samarkandzie.

BUCHARA – jedno z najstarszych miast Azji Centralnej, gdzie krok za krokiem będziemy odkrywać tajemnice Starego Miasta, wąskie uliczki i przepiękne karawanseraje. Zajrzymy do legendarnej cytadeli Ark i wypijemy tradycyjną herbatę w cieniu minaretów, których wierzchołki pamiętają naprawdę dawne czasy!

Plan podróży po Uzbekistanie wygląda następująco:

  • Dzień pierwszy upływa na dostaniu się z lotniska w Warszawie, poprzez Istambuł do Taszkentu.
  • Kolejny dzień uzbeckiej przygody będzie okazją do podziwiania stolicy Uzbekistanu, spacerów po mieście, kosztowania lokalnych przysmaków – punktem obowiązkowym jest obiad w restauracji Beshqozon, w której serwowane jest tradycyjne, przepyszne danie kuchni uzbeckiej – plov. Odwiedzimy również świetnie zorganizowany bazar Chorsu i zjemy pyszną, zdrową i tradycyjną kolację, po której udamy się na spoczynek do hotelu.
Tradycyjny plov z różnymi dodatkami.
  • Trzeci dzień rozpocznie się wczesnym wyjazdem wynajętymi autami z Taszkentu i upłynie na całodziennej jeździe do historycznej miejscowości Chiwa, leżącej nad rzeką Amu-daria. Po drodze przystanki według uznania. Dojazd do Chiwy w godzinach wieczornych, wspólna kolacja i nocleg w hotelu.
Miasto Chiwa.
  • Czwartego dnia, po śniadaniu rozpoczniemy zwiedzanie miasta, m.in.: kompleksu architektonicznego Ichan-Kala (XII-XIX w.), rezydencji ostatniego Khiva Khan; w tym Ismail Khodja Mausoleum, Muhammed Amin Khan Madrassah, zamku Kunya-Ark (XVI-XVI), Kalta Minor Tower, pałacu Tash-Hovli (XIX) oraz innych atrakcji turystycznych. W godzinach popołudniowych przejazd samochodami do Buchary, przez tajemniczą czerwoną pustynię Kyzyl-Kum na terytorium Khorezm, które w przeszłości nazywano „Państwem Tysiąca i Stu Miast”. Po drodze możliwość obejrzenia egzotycznych krajobrazów pustyni ze piękną rzeką Amu-darya w tle. W trakcie przejazdu przystanki fotograficzne i na podziwianie natury. Po przyjeździe do Buchary, zameldujemy się w hotelu i odpoczniemy przed kolejnym dniem chłonięcia piękna Uzbekistanu.
Przepiękna Buchara.
  • Zwiedzanie miasta Buchara, czyli piąty dzień uzbeckiej wyprawy! W planach mamy zobaczenie i poczucie atmosfery: Cytadeli Ark (IV w.) – tzw. miasta w mieście, Zespółu Poi Kalon (Cokół Wielki) oraz religijnego serca Świętej Buchary składającego się ze wspaniale odrestaurowanych meczetów i madrass. Spacery wąskimi i klimatycznymi uliczkami, podziwianie wspaniałej architektury miasta, kosztowanie lokalnych potraw przy akompaniamencie muzyki na żywo. Prawdziwa uczta dla duszy i ciała.
  • Szóstego dnia przejedziemy do Samarkandy, przez miasto Gijduvan, z wizytą w domu-muzeum słynnego ceramika. Ceramika Gijduvan była prezentowana przez uzbeckich rzemieślników w licznych konkursach i festiwalach, gdzie cieszyła się najwyższym uznaniem. Po drodze przystanki na zwiedzanie i robienie zdjęć, w zależności od potrzeb. Po zawitaniu do Samarkandy i zameldowaniu się w hotelu oraz odpoczynku – w miarę sił i chęci, zwiedzanie nocnej, malowniczej Samarkandy.
Uzbeckie wyroby ceramiczne.
Samarkanda nocą – niesamowite wrażenia!
  • Dzień siódmy naszej uzbeckiej podróży upłynie na całodziennym zwiedzaniu Samarkandy, m.in. Mauzoleum Guri Emir – grobowca Tamerlana (XIV-XV w.), pachnącego przyprawami East Siab Bazaar, Placu Regista – Madrassah Ulugbek (XV w.), Madrassah Shir-Dor (XVII w.), Madrassah Tillya-Kori (XVII w.). Wieczorem uroczysta kolacja i impreza taneczna w unikatowej restauracji Samarkanda.
  • Kolejnego dnia zwiedzimy fabrykę dywanów Hudzhum – gdzie powstają wspaniałe jedwabne dywany, tkane ręcznie! Następnie przejedziemy do obserwatorium astronomicznego Ulugbek (XV w.), wykopalisk i muzeum starożytnego miasta Afrosiab oraz mauzoleum świętego Daniela. Czeka nas także wizyta w manufakturze papieru jedwabnego. Wieczorem – przejazd samochodami do Taszkentu i zakwaterowanie w hotelu.
  • Dziewiąty – ostatni dzień naszej podróży to śniadanie, wypoczynek i przygotowanie do podróży powrotnej. Transfer na międzynarodowe lotnisko w Taszkencie i powrót do opanowanej przez jesień Polski.

Wszystkie ważne informacje znajdują się w pliku .pdf, który można przeglądać online lub pobrać i zaglądać w dowolnej chwili!

Alzacja – wyprawa po złote runo

W ramach podróżniczego cyklu „Magiczne podróże z Krzysztofem” mam ogromną przyjemność zaprosić Cię na niezapomnianą dla ciała i ducha podróż po urokliwej Alzacji! Francuski szyk, piękno i lekkość łączą się tutaj z niemieckim porządkiem i sznytem. Malownicze wsie i urokliwe miasteczka wyglądają jak żywcem wyjęte z bajek, szczypty magii dodają potężne zamki zlokalizowane na wzgórzach, które porośnięte są liczącymi sobie dziesiątki lat (a może i więcej!) winoroślami! I to właśnie lokalne winnice, powstające w nich unikatowe wina i inne regionalne specjały są wspaniałą wizytówką Alzacji.

Urokliwe miasteczko Colmar.

Alzacki Szlak Winny (La Route des Vins d’Alsace) został ustanowiony w 1953 roku, co czyni go najstarszym winnym szlakiem Francji, ciągnącym się przez 70 miejscowości na szlaku ponad 170 kilometrów! Najpopularniejsze odmiany alzackich białych win to bez wątpienia Riesling i Gewürztraminer, winiarze produkują również z wielkim powodzeniem odmiany Sylvaner, Pinot Blanc, Pinot Gris i Muscat, a na miłośników wina czerwonego czeka Pinot Noir.

Podążając winnym szlakiem można podziwiać niesamowite krajobrazy malowane naturą i ręką człowieka, kosztując jednocześnie wspaniałych win i degustując rozmaite przekąski i dania główne. Czy nie tak wygląda raj miłośników wina i regionalnych kulinariów?

Plan podróży po Alzacji wygląda następująco:

  • Dzień pierwszy rozpoczyna się wczesną zbiórką w Gnieźnie i obraniem kierunku podróży na miejscowość Andlau, gdzie po zakwaterowaniu w hotelu i spacerze po pięknej miejscowości, spędzimy noc. Podróż będzie przebiegać przez Niemcy.
Miasteczko Andlau.
  • Drugiego dnia po śniadaniu, opuścimy Andlau i udamy się do pięknej miejscowości Obernai, którą zwiedzimy. Po zaznaniu magii miasteczka, przejedziemy na górę św. Otylii (753 m n.p.m.), skąd rozpościera się wyjątkowa panorama na Alzację. Na górze znajduje się klasztor św. Otylii, który zwiedzimy – warto! Następnie czeka nas zwiedzanie miejscowości Heiligenstein i Barr, a także degustacja pysznych win alzackich w okolicznych, lokalnych winiarniach. Wieczorem istnieje możliwość wykupienia fakultatywnego wyjazdu na jedyne w swoim rodzaju przedstawienie artystyczne, zwane „alzackim Moulin Rouge” do Royal Palace w miejscowości Kirrwiller (dodatkowa opłata w wysokości około 60 EUR za wstęp dla jednej osoby).
Gengenbach.
  • Trzeci dzień to wyjazd na niemiecką stronę doliny Renu do pięknej miejscowości Gengenbach, stamtąd (po zwiedzaniu malowniczej architektonicznie miejscowości) dwie godziny później przejazd do zamku Staufenberg (Schloss Staufenberg) na lampkę niemieckiego wina. Z terenu zamku rozpościera się piękny widok na uprawy winorośli oraz okoliczne wzgórza. Po obiedzie przejazd do Strasburga i trzygodzinne zwiedzanie tego pięknego miasta oraz czas do własnej dyspozycji gości. Powrót w godzinach wieczornych do hotelu.
  • Czwarty dzień, po sowitym śniadaniu i wyjeździe z hotelu, rozpocznie się zwiedzaniem pięknego średniowiecznego zamku Koenigsbourg. Pozostała część dnia minie pod znakiem degustacji pysznych win alzackich, zwiedzania kolejnych miejscowości na szlaku win oraz podziwiania pięknych widoków. Winny szlak obfituje w urokliwe miasteczka, z których odwiedzimy m.in. Danbach-la-Ville czy Riquewihr.
Zamek Koenigsbourg.
  • Ostatni dzień podróży upłynie nam pod znakiem powrotu do Polski i utrwalaniu wspaniałych, wspólnych wspomnień!

Wszystkie ważne informacje znajdują się w pliku .pdf, który można przeglądać online lub pobrać i zaglądać w dowolnej chwili!

Magiczna podróż na Podlasie

W ramach podróżniczego cyklu „Magiczne podróże z Krzysztofem” zapraszam Cię w jeden z najpiękniejszych i najsmaczniejszych regionów Polski! Chcesz oderwać się od codzienności, doświadczyć uroków Puszczy białowieskiej, przekonać się, że katolicy, wyznawcy prawosławia i muzułmańscy, polscy Tatarzy żyją obok siebie w zgodzie i serdecznych relacjach? Wyrusz ze mną w wyjątkową podróż po Podlasiu – krainie, gdzie natura spotyka się z kulturą, a czas płynie wolniej. Odkryjemy wspólnie najpiękniejsze zakątki tej malowniczej części Polski, pełne ciszy, spokoju i autentycznego uroku.

Podczas naszej lokalnej wyprawy odwiedzimy m.in.:

  • Świętą Górę w Grabarce – najważniejsze miejsce wyznawców prawosławia w Polsce, położone niedaleko Siemiatycz. Jest celem pielgrzymek, szczególnie w dniu święta Przemienienia Pańskiego, obchodzonego 19 sierpnia. Na szczycie góry znajduje się cerkiew pw. Przemienienia Pańskiego, otoczona tysiącami krzyży przyniesionych przez pielgrzymów jako symbole wiary, modlitwy i prośby o łaski. Góra ma niepowtarzalną atmosferę mistycyzmu, która sprzyja refleksji nad otaczającym nas, pędzącym światem.
  • Cmentarz w Dubiczach Cerkiewnych – zabytkowy prawosławny cmentarz, o głębokim znaczeniu historycznym i religijnym, stanowiący świadectwo bogatej tradycji i kultury prawosławnej w regionie. Na cmentarzu znajduje się wiele starych nagrobków z charakterystycznymi krzyżami prawosławnymi, a także kaplica cmentarna. Cmentarz otacza cisza i spokój, co czyni go idealnym miejscem do zadumy i refleksji nad historią oraz dziedzictwem tej części Polski.
Święta Góra w Grabarce i prawosławny cmentarz w Dubiczach Cerkiewnych.
  • Białowieża – malownicza miejscowość położona w sercu Puszczy Białowieskiej, wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Białowieża przyciąga miłośników przyrody, turystów i naukowców, oferując liczne ścieżki edukacyjne i szlaki turystyczne, a także malowniczą architekturę domostw i kwietne ogródki, które pamiętamy z wakacji u babci. W Białowieży zobaczymy m.in. Park Pałacowy otaczający dawny pałac carów, który niestety nie przetrwał do naszych czasów. Park, zaprojektowany w stylu angielskim, zachwyca różnorodnością roślin, starodrzewem oraz malowniczymi stawami. Znajdują się tu liczne zabytkowe budynki, w tym dawna brama pałacowa i dworek Gubernatora, który pełni obecnie funkcję muzeum. Będąc w Białowieży grzechem byłoby nie odwiedzić i wypić kawy w Restauracji Carskiej – wyjątkowym miejscu, które przenosi gości w czasy carskiej Rosji. Mieści się w zabytkowym budynku dawnego dworca kolejowego Białowieża Towarowa, wybudowanego na zlecenie cara Mikołaja II, który odwiedzał Białowieżę podczas swoich polowań w Puszczy Białowieskiej. Wnętrza restauracji zachowały oryginalny charakter, łącząc elegancję z historycznym klimatem. Obowiązkowym przystankiem jest również wizyta w Muzeum Przyrodniczo Leśnym oraz Rezerwacie Pokazowym Żubra, w którym można podziwiać potężne żubry, jelenie, wilki, rysia, żbika czy ostatnie żubronie w warunkach półnaturalnych.
  • Tykocin – urokliwe miasteczko położone nad rzeką Narwią, które zachwyca swoją bogatą historią i niezwykłą atmosferą. Znane jest jako jedno z najstarszych i najbardziej malowniczych miejsc w regionie, często nazywane „perłą baroku” ze względu na liczne zabytki z tego okresu. W centrum Tykocina znajduje się Wielka Synagoga, zbudowana w 1642 roku, która jest jedną z najlepiej zachowanych synagog w Polsce i pełni obecnie funkcję muzeum. Spacerując po brukowanych uliczkach Tykocina, można poczuć ducha minionych wieków i podziwiać tradycyjną drewnianą zabudowę.
Od lewej: Wielka Synagoga w Tykocinie, cerkiew w Puchłach, cerkiew w Trześciance.
  • Supraśl – malownicza miejscowość, położona zaledwie 15 minut jazdy autem z Białegostoku, w której znajduje się jeden z pięciu prawosławnych klasztorów męskich w Polsce. Monaster został ufundowany przez Wielkiego Księcia Litewskiego Aleksandra Chodkiewicza i zapoczątkował losy Supraśla, ponieważ osada, która zaczęła tworzyć się w jego okolicy, działała wyłącznie na jego potrzeby. W trakcie II wojny światowej, pierwotnie powstała świątynia została najpierw totalnie zniszczona i splądrowana przez wojska radzieckie, a następnie wysadzona przez wojska niemieckie. W 1985 roku świątynię odbudowano w stylu renesansowy – obronna budowla, wybudowana na planie kwadratu, z wysokimi murami, które uniemożliwiają zobaczenie co dzieje się za nimi i wysokie wieże robią ogromne wrażenie!
  • Kraina Otwartych Okiennic – magiczne miejsce obejmujące kilka sąsiadujących ze sobą wiosek, w których drewniane domy chlubią się niezwykle zdobionymi, kolorowymi – zawsze otwartymi – okiennicami. Zachwycające ornamenty mają źródło w rosyjskim budownictwie ludowym. Region ten zamieszkuje głównie ludność prawosławna białoruskiego pochodzenia, która nadal kultywuje swój folklor, widoczny nie tylko w zabudowie, ale też obrzędowości i gwarze.
  • Ziołowy Zakątek w Korycinach – unikatowy w skali świata obiekt agroturystyczny zlokalizowany na powierzchni około 20 hektarów, w którym znajdują się dwie restauracje serwujące pyszne, lokalne dania z ekologicznych produktów, ogród botaniczny, SPA, a także dwa eko-sklepiki, w których nabyć można mnóstwo mieszanek herbat, przyprawy, miody, kosmetyki, sery, mąki… i wiele, wiele innych dóbr (ostatnio kupiłem krówki liofilizowanymi malinami, na myśl których rozmarzam się całkowicie!). Ceny przypraw w sklepikach są naprawdę okazyjne, biorąc pod uwagę ile producenci „marketowych” przypraw każą sobie płacić za kilkanaście gramów tego czy owego. Po obiekcie swobodnie biegają kaczki, kury, perliczki, w zagrodach żyją kozy, świnie, owce, króliki i inne gospodarskie zwierzęta, które cieszą i małych i dużych! To obowiązkowy przystanek dla tych wszystkich, którzy szukają wytchnienia od zgiełku miasta.
Dwa zdjęcia z lewej – Ziołowy Zakątek, po prawej: drewniane budynki Krainy Otwartych Okiennic.

Plan podróży po Podlasiu wygląda następująco:

  • Dzień 1 – wyjazd z Gniezna i podróż przez Warszawę w kierunku Siemiatycz. Wizyta na Świętej Górze Grabarce – najważniejszym miejscu dla wyznawców prawosławia, na której znajdują się tysiące krzyży pokutnych, piękna cerkiew oraz monaster wśród wiekowych sosen. Następnie wizyta we wsi Dubicze Cerkiewne – zwiedzanie pięknego niebieskiego prawosławnego cmentarza, cerkwi oraz starej szkoły. Przejazd przez Hajnówkę i dojazd do bazy noclegowej w Narewce, malowniczej wsi położonej nad rzeką o tej samej nazwie, znajdującej się opodal Białowieskiego Parku Narodowego. Kwaterunek w klimatycznym gościńcu czas do dyspozycji gości i kolacja w restauracji.
  • Dzień 2 – po śniadaniu wyjazd do Białowieży – zwiedzanie Parku Pałacowego, założonego na przełomie XIX i XX w. wokół wznoszonej w latach 1889–94 myśliwskiej rezydencji carów Rosji, która spłonęła w 1944 roku. Na terenie Parku znajduje się najstarszy budynek w Białowieży – przepiękny drewniany dworek z 1845 r. Zwiedzanie i kawa w słynnej Restauracji Carskiej, która mieści się w zabytkowym budynku dworca z 1903 r. Obiad w jednej z białowieskich restauracji i zwiedzanie Muzeum Przyrodniczo Leśnego w Białowieży. Około godzinny spacer ścieżką edukacyjną „Żebra Żubra”, pośród puszczańskich drzew. Przejazd do Rezerwatu Pokazowego Żubrów, gdzie można zobaczyć zwierzęta takie jak: żubry, jelenie, łosie, wilki, rysie, żbiki, żubronie czy koniki polskie. Powrót Narewki i kolacja, czas do dyspozycji gości.
  • Dzień 3 – bardzo intensywny dzień rozpoczynający się od przejazdu po trasie Narewka–Tykocin. Początek w Tykocinie, obejmujący zwiedzanie przepięknego miasteczka, Zamku Tykocińskiego oraz odrestaurowanej synagogi i muzeum. Będzie można też zajrzeć do restauracji „Alumnat”, znanej z filmu „U Pana Boga w ogródku”. Kolejne miejsce to Supraśl – zwiedzanie jego centrum oraz cerkwi obronnej Zwiastowania NMP. Następnie przejazd do najbardziej znanej wsi tatarskiej– Kruszyniany – i zwiedzanie jednego z dwóch historycznych meczetów tatarskich (centrum kultury tatarskiej) oraz degustacja tatarskiej kuchni. Jeżeli czas pozwoli, to podczas powrotu zatrzymamy się w Pałacu Branickich w Białymstoku, po czym wrócimy do Narewki.
  • Dzień 4 – po ciężkim poprzednim dniu planowany jest spokojny poranek w Narewce, po śniadaniu wyjazd do wsi Trześcianka i zwiedzanie unikatowej krainy otwartych okiennic, gdzie będziemy podziwiać obiekty lokalnej architektury drewnianej. Następnie przejazd do kilku wsi m.in. Soce i Puchły, połączony ze zwiedzaniem przepięknej cerkwi drewnianej, a na zakończenie wspólne ognisko i kiełbaski.
  • Dzień 5 – przejazd z Narewki do Ziołowego Zakątka, unikatowego na skalę świata obiektu agroturystycznego w samym sercu Podlasia. To całe Podlasie w pigułce, zarówno jeżeli chodzi o wiejską architekturę, zwierzęta, jak i kuchnię. Idealne dla wszystkich miejsce wytchnienia od miejskiego zgiełku. Kilkugodzinna przerwa na zwiedzanie, zakupy ekologicznych, lokalnych produktów, obiad oraz wypoczynek. Powrót do Gniezna.

Poniżej znajduje się plan wyjazdu, który każdy może obejrzeć online lub pobrać w formacie .pdf.

Czarnogóra – bałkańska „czarna perła”

Czarnogóra to jedno z najbardziej niesamowitych, ale również najmniej odkrytych państw Półwyspu Bałkańskiego i całej Europy. Jest niewielkim krajem, położonym w południowo-wschodniej części Starego Kontynentu, nad Morzem Adriatyckim. Graniczy z pięcioma państwami: Chorwacją, Bośnią i Hercegowiną, Serbią, Kosowem oraz Albanią. Powierzchnia Czarnogóry wynosi 13 812 km2, co czyni ją siódmym najmniejszym państwem w Europie, a zamieszkuje ją 620 000 mieszkańców. Stolicą i największym miastem bałkańskiej perły jest Podgorica. Za język urzędowy uznaje się język czarnogórski, chociaż powszechnie używane są również inne, tj. chorwacki, bośniacki, serbski, serbsko-chorwacki oraz albański. Dominującym wyznaniem w Czarnogórze jest prawosławie. Oficjalną walutą kraju jest euro (EUR), pomimo że Czarnogóra nie należy do Unii Europejskiej. Czarnogóra to również jedno z najmłodszych europejskich państw, które ogłosiło niepodległość dopiero w 2006 r. Nazwa kraju oznacza „czarną górę”, która wyglądem przypominała górę Lovćen. Była ona gęsto porośnięta lasem, który z daleka wydawał się ciemny, prawie czarny. Przeważającą część Czarnogóry stanowią tereny górzyste – górskie szczyty osiągają wysokość 2000 m n.p.m. i więcej. Góry schodzą bezpośrednio do Morza Adriatyckiego. „Czarna perła” zachwyca nie tylko pięknym położeniem, ale również przepyszną lokalną kuchnią, charakteryzującą się bogactwem i różnorodnością smaków. Z pewnością każdy turysta znajdzie tu coś dla siebie. Do najlepszych regionalnych specjałów możemy zaliczyć: ćevapčići (grillowane kiełbaski na bazie różnych rodzajów mięs – np. wieprzowiny, baraniny, jagnięciny), popeci na podgorički način (rolada mięsna wypełniona serem i szynką) czy šopska (sałatka z pokrojonych pomidorów, sera feta, z dodatkiem octu i czosnku).

Czarnogóra, pomimo posiadania suwerenności dopiero od kilkunastu lat, może pochwalić się historią, która zaskoczy niejedną osobę. Tereny dzisiejszej Czarnogóry zostały po raz pierwszy zasiedlone przez plemiona iliryjskie. Następnie podbili je Rzymianie, a także Słowianie. Pod koniec XV w. n.e. władzę przejęli tu Turcy osmańscy. Warto wspomnieć, że Turkom nie udało się podbić całego terytorium Czarnogóry, gdyż miejscowa ludność skutecznie stawiała opór i ostatecznie pokonała Osmanów – „czarna perła” była jedynym krajem, który z powodzeniem walczył z Imperium Osmańskim. Najtrudniejszym okresem w historii Czarnogóry okazał się XX w. – królestwo utraciło wówczas niepodległość i po raz kolejny znalazło się pod okupacją. Po zakończeniu pierwszej wojny światowej Czarnogóra weszła w skład Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców (SHS), które przekształcono w Królestwo Jugosławii w 1929 r. Po rozpadzie Jugosławii Serbia wraz z Czarnogórą utworzyły Federalną Republikę Jugosławii, którą na początku XXI w. zastąpiło państwo Serbia i Czarnogóra, istniejące między 2003 a 2006 r. Droga Czarnogóry ku niepodległości rozpoczęła się właśnie w 2006 r., kiedy zorganizowano tu referendum niepodległościowe. Wtedy 55,5% obywateli opowiedziało się za odłączeniem Czarnogóry od Serbii. Tym sposobem Czarnogóra stała się niepodległym państwem i jest nim do dziś.

Z roku na rok do Czarnogóry przyjeżdża coraz więcej turystów. Miejsc do odkrycia w tym kraju nie brakuje. Największym atutem Czarnogóry jest z pewnością jej różnorodność – przepiękne kamieniste i piaszczyste plaże, górskie szlaki, parki narodowe, historyczne miasta, wioski rybackie czy liczne zabytki wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W tym bałkańskim państwie znajdziemy także unikatowe miejsca, których próżno szukać gdzie indziej. Wśród nich możemy wyróżnić Velika Plaža – najdłuższą piaszczystą plażę na Bałkanach, kanion Tary – najgłębszy kanion w Europie, czy Jezioro Szkoderskie – największe jezioro na Bałkanach.

Dla wczasowiczów idealnym miejscem na spędzenie urlopu jest Riwiera Czarnogórska, rozciągająca się wzdłuż wybrzeża Adriatyku na południu Czarnogóry. Oferuje słoneczną pogodę, liczne plaże, bogatą roślinność, tętniące życiem kurorty, a przede wszystkim kameralną atmosferę. Najpopularniejszym miastem wybrzeża czarnogórskiego jest Budva, określana mianem metropolii turystyki czarnogórskiej oraz młodszej siostry chorwackiego Dubrownika. Historia Budvy sięga aż 2500 lat – wówczas tereny te były zamieszkiwane przez Iliryjczyków. Wizytówką miasta jest Stare Miasto, otoczone murami obronnymi, pełne wąskich i krętych uliczek, charakteryzujące się architekturą sakralną. Niedaleko Budvy znajduje się miejsce, które możemy podziwiać na większości widokówek z Czarnogóry, czyli skalista wyspa Sveti Stefan, połączona z lądem wąskim przesmykiem. Niegdyś znajdowała się tu wioska rybacka, której miejsce zajmuje obecnie niezwykle ekskluzywny, pięciogwiazdkowy hotel, składający się z charakterystycznych kamiennych domków, przykrytych czerwonymi dachami.

Miłośników natury i malowniczych krajobrazów niewątpliwie zachwyci Zatoka Kotorska (Boka Kotorska), uważana za jedną z najpiękniejszych zatok świata, otoczona pasmami Gór Dynarskich. Jest to jedyne miejsce w południowej Europie, które przypomina fiord. Zatoka rozciąga się w południowej części Morza Adriatyckiego na obszarze 87,3 km2, a jej linia brzegowa osiąga długość 105,7 km. W 1979 r. Zatoka Kotorska została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Panuje tu śródziemnomorski klimat, który sprzyja nie tylko plażowaniu, ale również pływaniu łódką, pieszym wędrówkom i innym aktywnościom. Bokę otacza wiele niesamowitych i historycznie cennych miast oraz miasteczek. Jedną z takich perełek jest Kotor – miasto-muzeum, które zachwyca w szczególności zabytkowym Starym Miastem, położonym u stóp gór Lovćen. Starą część miasta okalają wysokie mury, a znakiem rozpoznawczym jest labirynt krętych i wąskich brukowanych uliczek. Starówka, podobnie jak cała Zatoka Kotorska, znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Spacerując po tym terenie, nie sposób nie podziwiać zabytków średniowiecznej architektury – kościołów, katedr, weneckich pałaców czy muzeów. To one świadczą o szczególnym bogactwie historycznym tego regionu. Podczas pobytu w Zatoce Kotorskiej, nieopodal miasta Perast, warto wybrać się w rejs na Gospa od Škrpjela – Wyspę Matki Boskiej na Skale. Jest to jedyna sztucznie usypana (przez miejscowych rybaków) wyspa na całym Adriatyku. Mieści się tu jeden obiekt – XV-wieczny kościół katolicki, w którym zgromadzone są dzieła słynnych malarzy. Z tej malutkiej wyspy rozpościera się przepiękny widok na całą Bokę Kotorską.

Wśród czarnogórskich miejsc wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO możemy wyróżnić również Park Narodowy Durmitor – jeden z pięciu parków narodowych w Czarnogórze, znajdujący się w północno-zachodniej części kraju, założony w 1952 r. Jego nazwa pochodzi od jednego z pasm Gór Dynarskich – Durmitoru. Powierzchnia parku wynosi 39 000 ha, co czyni go największym parkiem narodowym w kraju. Jego obszar obejmuje masyw Durmitor, kaniony rzek Tara, Sušica i Draga oraz wyższe partie płaskowyżu Komarnica. Znajduje się tu aż 48 szczytów górskich o wysokości ponad 2000 m n.p.m., z których roztacza się widok na 18 jezior polodowcowych, w tym na Crno jezero (Czarne Jezioro) – najgłębsze jezioro w Durmitorze. Przez obszar Parku Narodowego Durmitor przepływa wiele rzek, m.in. wspomniane Tara, Sušica, Draga czy Komarnica. Znajdują się tu także szerokie wąwozy, rozmaite formy krasowe i niesamowite wodospady. Kanion Tary to najgłębszy kanion Starego Kontynentu – jego głębokość dochodzi aż do 1300 m. Długość kanionu wynosi 80 km. Kanion Tary jest drugim pod względem wielkości kanionem na świecie – większy od niego jest tylko Wielki Kanion Kolorado w Arizonie. Piękno czarnogórskiego kanionu możemy podziwiać z Mostu Durdevića, mierzącego 172 m, uważanego za jeden z 20 najpiękniejszych mostów na świecie. Na fanów adrenaliny czekają tu ciekawe atrakcje – wzdłuż mostu można zjechać na zipline (tyrolce), a na samej Tarze wziąć udział w raftingu. Flora i fauna parku obfitują w różnorodność gatunków – 122 z nich to endemity. Dominują tu bory sosnowe i świerkowe, w których spotkamy rysie, niedźwiedzie czy kozice. Obszar ten jest domem dla 163 gatunków ptaków. Park Narodowy Durmitor przyciąga turystów w każdej porze roku – wszyscy znajdą tu zajęcie dla siebie.

Mówiąc o zabytkach o dużym znaczeniu kulturowym i religijnym, należy wspomnieć o Monasterze Ostrog – perełce architektonicznej na mapie Czarnogóry. Jest to prawosławny klasztor, największe sanktuarium w kraju. Został zbudowany we wnęce skalnej na wysokości 900 m n.p.m. w XVII w. Monastyr Ostrog odwiedza co roku ponad 1 000 000 pielgrzymów z całego świata.

Podczas podróży po Czarnogórze nie powinniśmy pominąć krótkiej wizyty w stolicy, czyli Podgoricy. Miasto znajduje się w dolinie między Górami Dynarskimi, w centralnej części kraju. Miejscami wartymi uwagi w Podgoricy są przede wszystkim: Sobór Zmartwychwstania Pańskiego – najbardziej charakterystyczna świątynia w mieście, XVII-wieczna wieża zegarowa, zabytkowe meczety oraz wodospad na rzece Cem, oddalony kilka kilometrów od centrum.

Czarnogóra jest bez wątpienia jednym z najbardziej interesujących i różnorodnych państw na Półwyspie Bałkańskim. W każdym jej zakątku jest co podziwiać: plaże, góry, cuda natury, parki narodowe, zabytkowe miasta, wspólnie tworzące niesamowity krajobraz. Lista atrakcji, które oferuje ten kraj, jest znacznie dłuższa. Warto przekonać się osobiście, jak tu jest pięknie.

Materiał przygotowano przy wykorzystaniu następujących źródeł:

https://cuk.pl/porady/czarnogora-czy-i-kiedy-warto-pojechac#czarnogora–najpiekniejsze-miejsca-i-atrakcje-przyrodnicze

https://onetontour.pl/czarnogora/w-parku-narodowym-durmitor,450.html

https://travelbay.pl/europa/czarnogora/kanion-tary

https://www.bbc.com/news/world-europe-17667132

https://www.montenegro.travel/en

https://www.national-geographic.pl/traveler/artykul/podgorica-tu-krajobraz-zapiera-dech-przewodnik#Podgorica+-+zabytki+i+atrakcje

https://www.rego-bis.pl/blog/atrakcje-zatoki-kotorskiej

https://www.rego-bis.pl/nasze-kierunki/czarnogora/riwiera-czarnogorska

https://www.traveliada.pl/przewodnik/czarnogora

https://www.tui.pl/wypoczynek/czarnogora

https://www.visit-montenegro.com

Jezioro Szkoderskie – bałkański cud natury

Jezioro Szkoderskie jest największym jeziorem słodkowodnym na Półwyspie Bałkańskim i jednym z największych w Europie. Znajduje się na granicy dwóch państw: Czarnogóry i Albanii, przy czym 2/3 jego powierzchni leży na terenie Czarnogóry, a 1/3 – w Albanii. Wielkość jeziora jest zmienna i waha się od 370 (latem) do 530 km2 (zimą), a średnia głębokość wynosi między 7 a 10 m – w najgłębszym miejscu są to 44 m. Jezioro Szkoderskie mieści się w dolinie Zeta, w otoczeniu gór Lovćen, Rumija i Prokletije, zaledwie 7 km od wybrzeża Morza Adriatyckiego. Akwen składa się z około 50 wysepek, na których znajdują się pozostałości po średniowiecznych twierdzach i klasztorach. Na jednej z nich wznosi się Cerkiew św. Jana, niegdyś siedziba metropolity państwa Zeta. Od 1983 r. jezioro wchodzi w skład Parku Narodowego Jezioro Szkoderskie, którego łączna powierzchnia wynosi aż 40 000 ha. Jest również największym rezerwatem ptaków w Europie, żyje tu bowiem 270 gatunków ptaków, a 90% z nich to ptaki wędrowne, jak bociany, mewy czy czaple. Na terenie parku narodowego możemy oglądać również rzadkie i zagrożone gatunki – należą do nich pelikan kędzierzawy oraz kormoran karłowaty. Warto dodać, że obszar ten stanowi jedno z nielicznych miejsc gniazdowania pelikanów w całej Europie. Okolice Jeziora Szkoderskiego są zamieszkiwane również przez inne zwierzęta – żółwie, jaszczurki, płazy, a zimą nawet przez dziki i wilki. W samym jeziorze żyje 50 gatunków ryb i 3 gatunki węży. Flora jest równie bogata jak fauna – w wielu miejscach rosną słynne lecznicze zioła, a latem na powierzchni jeziora pojawiają się piękne lilie wodne. Jezioro Szkoderskie jest cenne dla Czarnogóry nie tylko pod względem przyrodniczym, ale również historycznym. Obszar ten był zamieszkiwany przez ludzi od wieków – stanowił m.in. część słowiańskiego królestwa Zeta, zanim został podbity przez Turków osmańskich.

Teren, na którym znajduje się największe bałkańskie jezioro, ma wiele do zaoferowania turystom. Najpiękniejsze widoki na akwen i otaczającą go naturę możemy podziwiać podczas relaksującego rejsu tradycyjną drewnianą łodzią, łodzią motorową lub statkiem wycieczkowym. Dla miłośników aktywnego wypoczynku ciekawymi atrakcjami z pewnością będą sporty wodne, tj. kajakarstwo czy paddleboarding, a także wędkarstwo, jazda konna czy na rowerze. Piękna sceneria i zadbane szlaki sprzyjają również hikingowi oraz trekkingowi. W okolicy warte odwiedzenia są winiarnie, gdzie oprócz win można degustować słynną rakiję, likiery smakowe, a nawet spróbować lokalnych ekologicznych wyrobów – koziego sera, wędzonej szynki, miodu.

Nad Jeziorem Szkoderskim mieści się kilka miast i dawnych osad rybackich, gdzie znajduje się wiele różnorodnych zabytków. Po stronie czarnogórskiej są to m.in. Vranjina i Virpazar, a w Albanii – Szkodra. W szczególności warto odwiedzić XV-wieczną twierdzę Besac, zbudowaną przez Turków osmańskich na wzgórzu, oraz skalistą wyspę Grmožur, znajdującą się na samym jeziorze, nazywaną czarnogórskim Alcatrazem. Umiejscowiona jest tu kamienna twierdza, pełniąca funkcję więzienia do 1912 r., w którym umieszczano więźniów politycznych. Czas wolny można przeznaczyć nie tylko na zwiedzanie i podziwianie widoków, ale również wypoczywanie na plaży i korzystanie z pięknej pogody.

Największe jezioro Półwyspu Bałkańskiego należy do jednej z najciekawszych atrakcji Czarnogóry, której nie można pominąć podczas pobytu w tym kraju. Zachwyca zarówno niesamowitymi krajobrazami, jak i bogatą ofertą turystyczno-rekreacyjną. Jest to bez wątpienia idealne miejsce na relaks i wycieczkę krajoznawczą.

Materiał przygotowano przy wykorzystaniu następujących źródeł:

https://dziendobry.tvn.pl/podroze/swiat/jezioro-szkoderskie-czyli-co-zwiedzic-na-balkanach-st5703982

https://plusa.net.pl/jezioro-szkoderskie-w-pigulce

https://undiscoveredmontenegro.com/lake-skadar-national-park

https://wszystkiestronyswiata.pl/jezioro-szkoderskie-czarnogora

https://www.montenegro.travel/en/unique-montenegro/national-parks-of-montenegro/skadar-lake-national-park

https://www.montenegropulse.com/lake-skadar.html

https://www.tui.pl/wypoczynek/czarnogora

https://www.visit-montenegro.com/destinations/podgorica/attractions/lake-skadar

Sarajewo – miasto, w którym Wschód spotyka Zachód

Sarajewo to jedno z najpopularniejszych i najchętniej odwiedzanych przez turystów miast na Bałkanach. Jest stolicą i zarazem największym miastem Bośni i Hercegowiny. Jego populacja liczy 275 524 mieszkańców (dane z 2013 r.), a powierzchnia wynosi około 142 km2. Sarajewo jest niezwykle malowniczo położone – w środkowowschodniej części kraju, w dolinie rzeki Miljacki i otoczeniu Gór Dynarskich, na wysokości ponad 500 m n.p.m. Nazwa stolicy Bośni i Hercegowiny wywodzi się od dwóch tureckich słów: „saray”, oznaczającego pałac/dwór, oraz „ovasi”, oznaczającego dolinę. Sarajewo charakteryzuje się znacznym zróżnicowaniem narodowościowym, etnicznym i religijnym – wśród mieszkańców tego wspaniałego miasta możemy wyróżnić zarówno Bośniaków, jak i Serbów, Chorwatów czy Romów. Miasto jest wielowyznaniowe – spotkamy tu wyznawców islamu, prawosławia, katolicyzmu i judaizmu. Nie bez powodu Sarajewo jest niekiedy nazywane „Jerozolimą Bałkanów” czy „Jerozolimą Europy”.

W przeszłości w Sarajewie miały miejsce wielkie wydarzenia, przede wszystkim te krwawe i tragiczne, które odcisnęły piętno na życiu Bośniaków i o których nie da się zapomnieć. Miasto zostało założone przez Turków osmańskich w 1462 r. W latach 1878–1918 Sarajewo znajdowało się pod władzą Austro-Węgier. Był to czas znacznych zmian w mieście – nastąpiła jego gruntowna modernizacja, industrializacja, a pod koniec XIX w. uruchomiono tu pierwszy tramwaj elektryczny w Europie i drugi na całym świecie (po San Francisco). Wydarzeniem, które wpłynęło na losy ludzkości w XX w. i do którego doszło właśnie w Sarajewie, był zamach na następcę austro-węgierskiego tronu, arcyksięcia Franciszka Ferdynanda Habsburga, dokonany 28 czerwca 1914 r. Zamach sarajewski doprowadził do wybuchu pierwszej wojny światowej. Po zakończeniu drugiej wojny światowej Sarajewo stało się stolicą Bośni i Hercegowiny. W 1984 r. odbyły się tu Zimowe Igrzyska Olimpijskie – po raz pierwszy w historii w kraju zarządzanym przez komunistyczny reżim. Impreza sportowa zorganizowana w Sarajewie wywołała entuzjastyczny oddźwięk w Europie, jednak osiem lat później miasto spotkała kolejna wielka tragedia – po uznaniu niepodległości Bośni i Hercegowiny na arenie międzynarodowej rozpoczęła się wojna domowa w tym kraju, w tym oblężenie Sarajewa przez wojska serbskie, które trwało 1425 dni – od kwietnia 1992 r. do lutego 1996 r. Oblężenie bośniackiej stolicy uważane jest za najdłuższe oblężenie w historii Starego Kontynentu po drugiej wojnie światowej. Pomimo że Sarajewo zostało wówczas wyludnione i doszczętnie zniszczone, udało mu się przetrwać i odzyskać blask.

Sarajewo to bez wątpienia miasto, w którym nie ma czasu na nudę. Znajdziemy tu wiele niepowtarzalnych i cennych zabytków, prezentujących różne style architektoniczne. Wybierając się na spacer po bośniackiej stolicy, warto odwiedzić w pierwszej kolejności Stare Miasto, zlokalizowane we wschodniej części metropolii. W samym jego sercu znajduje się historyczny, orientalny bazar miejski – Baščaršija – stanowiący plątaninę wąskich uliczek, przepełnionych straganami, warsztatami rzemieślniczymi oraz restauracjami. Najbardziej rozpoznawalnym punktem bazaru jest drewniana fontanna Sebilj, będąca pozostałością po jednym z pierwszych europejskich wodociągów. Legenda głosi, że jeśli ktoś dwa razy napije się wody z tej fontanny, powróci do Sarajewa. W tej części miasta mieści się największy i najbardziej okazały obiekt architektury sakralnej – pochodzący z XVI w. meczet Gazi Husrev-Bega, zaprojektowany przez głównego architekta Imperium Osmańskiego na wzór stambulskich budowli. Po drugiej stronie rzeki Miljacki możemy natomiast podziwiać najstarszą muzułmańską świątynię w Sarajewie – Meczet Cesarski. W pobliżu meczetów możemy napotkać na obiekty religijne innych wyznań – Sarajewo cieszy się bowiem mianem jedynego miasta w Europie, w którym meczet sąsiaduje z kościołem katolickim, cerkwią prawosławną i synagogą. Tym sposobem jesteśmy w stanie dotrzeć, po odwiedzeniu meczetów, do XIX-wiecznej gotyckiej katedry Serca Jezusowego, Soboru Narodzenia Matki Bożej czy Starej Synagogi.

Niedaleko Starego Miasta, na rzecze Miljacka, znajduje się jedno z najważniejszych historycznych miejsc w stolicy Bośni i Hercegowiny – kamienny, trzyłukowy Most Łaciński. To właśnie na tym moście doszło do zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda Habsburga i jego żonę Zofię.

Unikatowymi obiektami na mapie Sarajewa są Sahat Kula – wieża zegarowa, pełniąca funkcję jedynego publicznego zegara na świecie, który pokazuje czas księżycowy, a także Vijećnica – zabytkowy ratusz miejski, niegdyś Biblioteka Narodowa, podpalona w 1992 r.

Na miłośników pięknych widoków czeka następna atrakcja, jaką jest przejazd kolejką gondolową na Trebević. Podczas tej kilkuminutowej przejażdżki można podziwiać Sarajewo z lotu ptaka.

W Sarajewie, które ogarnęła brutalna wojna domowa pod koniec XX w., znajdziemy przede wszystkim miejsca upamiętniające wydarzenia z tamtego okresu i ich ofiary. Szczególną uwagę zwracają sarajewskie róże. Umieszczone są w miejscach, w których w wyniku ostrzału zginęły co najmniej trzy osoby. Dziury w chodnikach po eksplozjach i ślady pocisków artyleryjskich wypełnia czerwona żywica, co tworzy oryginalną formę płatków kwiatów. W całym mieście znajduje się około 150 takich róż.

Zwiedzając bośniacką stolicę szlakiem historycznym, nie można zapomnieć o wizycie na muzułmańskim cmentarzu Alifakovac – jednym z najstarszych cmentarzy w mieście, gdzie pochowane są najbardziej zasłużone osoby. Przeważają tu białe smukłe nagrobki z datami śmierci między 1992 a 1995 r. Ofiary wojny domowej spoczywają również na cmentarzu Kovači.

Do cennych historycznie miejsc należy także Tunel Nadziei, zbudowany pod sarajewskim lotniskiem w 1993 r. Podczas oblężenia Sarajewa przez tunel dostarczano żywność, leki, broń i amunicję, które były kluczowe dla przetrwania bośniackich mieszkańców i walczących żołnierzy. Przemieszczali się przez niego również ludzie. Do dziś zachował się tylko fragment tunelu, który funkcjonuje jako Muzeum Tunelu.

W celu pogłębienia wiedzy na temat konfliktu w Bośni i Hercegowinie w latach 90. XX w. warto wybrać się do Muzeum Zbrodni Przeciw Ludzkości i Ludobójstwa 1992–1995. Muzeum poświęcone jest okresowi oblężenia Sarajewa. Turyści mogą zapoznać się tu z filmami, schematami, fotografiami, mapami, obrazującymi przebieg masakry, a także obejrzeć oryginalne eksponaty, tj. narzędzia tortur.

Miasto, pomimo tragicznej przeszłości, w swojej ofercie turystycznej posiada miejsca rozrywkowe, o niepowtarzalnym klimacie. Jednym z nich jest Sarajevska Pivara – założony w 1864 r. browar, uważany za najstarszy zakład przemysłowy w Bośni i Hercegowinie. Produkuje się tu piwo najwyższej jakości. W browarze oprócz degustowania piw możemy również odwiedzić muzeum, w którym znajdują się eksponaty związane z historią sarajewskiego browaru – od 1864 r. aż do czasów współczesnych.

Wizyta w Sarajewie powinna stanowić obowiązkowy punkt wycieczki po Bośni i Hercegowinie i całym Półwyspie Bałkańskim. Miasto jest niezwykle różnorodne, zarówno pod względem zabytków, architektury, jak i kultury. Sarajewo to miejsce, w którym przenikają się dwa odmienne światy i cztery różne wyznania, a mieszkańcy tworzą wspólnotę i żyją w zgodzie.

Materiał przygotowano przy wykorzystaniu następujących źródeł:

http://www.sarajevo-tourism.com

https://bartekwpodrozy.pl/sarajewo-co-warto-zobaczyc

https://fly.pl/przewodnik/bosnia-i-hercegowina/sarajewo/#

https://podroze.onet.pl/ciekawe/sarajewo-co-zobaczyc-w-stolicy-bosni-i-hercegowiny-atrakcje-i-zabytki/mk0xhf7

https://www.lot.com/pl/pl/odkrywaj/inspiracje/blog-podrozniczy/sarajewo-atrakcje-i-zabytki#5

https://www.national-geographic.pl/traveler/artykul/sarajewo-miasto-na-rozdrozu-wielu-kultur-religii-oraz-trudnej-i-krwawej-historii#sarajewo-to-miasto-kontrastow

https://www.turysta.org/sarajewo-miasto-ktore-cie-zaskoczy

https://www.visitsarajevo.ba/additional-information/#city

Mostar – perła w koronie Bośni i Hercegowiny

Mostar to zjawiskowe miasto położone w południowo-zachodniej części Bośni i Hercegowiny, nad szmaragdowymi wodami rzeki Neretwy i kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Chorwacją, piąte w kraju pod względem populacji (110 000 mieszkańców). Zajmuje powierzchnię 1175 km2. Mostar należy do jednego z najczęściej odwiedzanych miast w Bośni i Hercegowinie, co zawdzięcza pięknym krajobrazom, osmańskiej architekturze i ciekawej historii. Do najliczniejszych mniejszości narodowych należą tam Chorwaci, Bośniacy i Serbowie. Mostar, podobnie jak Sarajewo, charakteryzuje się wielokulturowością, różnorodnością religijną i etniczną. Nazwa miasta wywodzi się od słowa „mostari”, które oznacza „strażników mostu”. Strażnicy byli odpowiedzialni za strzeżenie słynnego Starego Mostu w czasach osmańskich.

W Mostarze historia nie daje o sobie zapomnieć. Od XVI do XIX w. miasto stanowiło twierdzę Turków osmańskich. W 1875 r. Mostar znalazł się pod panowaniem Austro-Węgier, a po zakończeniu pierwszej wojny światowej stał się częścią Jugosławii. W 1992 r. wybuchła wojna domowa w kraju, podczas której miasto mocno ucierpiało. W Mostarze toczyły się bratobójcze walki, początkowo między siłami chorwacko-bośniackimi a Serbami, a ostatecznie – między samymi Chorwatami a Bośniakami. W trakcie konfliktu niemal całkowitemu zniszczeniu uległa wschodnia część miasta, zamieszkiwana przez bośniackich muzułmanów, w tym zabytkowe meczety. W wyniku ostrzałów zawalił się również Stary Most. W 1994 r. podpisano zawieszenie broni i zawarto porozumienie, ale pomimo tego w Mostarze jeszcze przez kilka lat nie było bezpiecznie. Miasto zostało podzielone na dwie części – bośniacką i chorwacką. Łagodzenie sporu między tymi dwoma zwaśnionymi narodami trwało lata i dopiero od niedawna sytuacja wydaje się ustabilizowana. Wiele cennych zabytków odbudowano dzięki wsparciu finansowemu UNESCO oraz funduszy unijnych.

Mimo że do dzisiaj na każdym kroku można zauważyć w Mostarze ślady wojny i zniszczenia, miasto ma swój urok i niepowtarzalny charakter, co przyciąga tłumy turystów, szczególnie w sezonie letnim. Najważniejszym zabytkiem i wizytówką Mostaru jest kamienny Stary Most, znajdujący się w sercu Starego Miasta, łączący dwa brzegi rzeki Neretwy. Most został zbudowany przez Turków w 1566 r. Miał stanowić symbol pojednania między wyznawcami dwóch różnych religii – chrześcijanami, którymi byli Chorwaci, oraz muzułmanami, do których należeli Bośniacy. Stary Most w stanie niezmienionym przetrwał 427 lat – aż do roku 1993, kiedy został zniszczony na skutek chorwackich ostrzeliwań. Na szczęście udało się go odrestaurować w 2004 r. Rok później zabytek ten, tak jak i całe Stare Miasto, znalazły się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Co roku pod koniec lipca w Mostarze odbywają się tradycyjne zawody w skakaniu z mostu do rzeki Neretwy. Zawodnicy mają w zwyczaju zbierać pieniądze od tłumu i w zależności od uzbieranej kwoty wykonują skoki w różnych pozycjach.

Mostar, poza bajkowym Starym Mostem, oferuje również inne niesamowite atrakcje turystyczne. Na liście miejsc do odwiedzenia nie powinno zabraknąć Meczetu Koski Mehmed Paszy, znajdującego się na zabytkowym Starym Mieście. Został zbudowany na początku XVII w. przez Turków osmańskich, a dziś należy do jednej z najlepiej zachowanych muzułmańskich świątyń w okolicy. Podczas zwiedzania meczetu istnieje możliwość wejścia na minaret, z którego rozpościera się przepiękny widok na Stary Most.

Zwiedzając Stare Miasto, warto przejść się na stary bazar – Kujundžiluk. gdzie znajduje się mnóstwo straganów przepełnionych tradycyjnymi wyrobami i przysmakami, a także lokalne restauracje. Jego początki sięgają połowy XVI w. Bazar, podobnie jak całe miasto, podzielony jest na dwie części etniczne, co nadaje mu unikatowy charakter.

Dla miłośników widoków miejscem must-see w Mostarze powinien być również Krzywy Most, umiejscowiony nad rzeką Radobolja, w otoczeniu kamiennych domów i pięknej zieleni. Jest trochę starszy i mniejszy od słynnego Starego Mostu, jednak przypomina go pod względem kształtu. Krzywy Most cieszy się mniejszą popularnością niż jego młodszy odpowiednik, przez co panuje tu bardziej kameralny klimat.

Wielokulturowość i atrakcyjność turystyczna zachęcają turystów do odwiedzenia Mostaru. Budowle w stylu osmańskim, kolorowy targ, zabytkowe mosty – czego chcieć więcej?

Odkrywając piękno i historię Bośni i Hercegowiny, warto wstąpić do miasteczka znajdującego się na popularnej trasie z Sarajewa do Mostaru – Jablanicy. Teren ten był niegdyś miejscem jednej z największych bitew partyzanckich na terenie ówczesnej Jugosławii. Nad rzeką Neretwą, która przepływa przez Jablanicę, toczyła się słynna bitwa w 1943 r. Od stycznia do kwietnia państwa Osi atakowały partyzancką armię w Jugosławii. Na podstawie tych wydarzeń nakręcono film wojenny pt. Bitwa nad Neretwą (Bitka na Neretvi), który miał premierę w 1969 r. Obiektem, w którym możemy bliżej zapoznać się z przebiegiem walk, jest Muzeum Bitwy nad Neretwą. Dla miłośników historii wizyta w Jablanicy powinna być niezbędnym punktem planu podróży po Bośni i Hercegowinie.

Materiał przygotowano przy wykorzystaniu następujących źródeł:

https://crolove.pl/mostar-wielokulturowe-miasto-bosni-hercegowinie

https://podroze.onet.pl/ciekawe/mostar-w-bosni-i-hercegowinie-co-zobaczyc-wodospady-atrakcje-zabytki/p6lm79q

https://www.osmol.pl/mostar-bosnia-i-hercegowina

https://www.rego-bis.pl/blog/mostar-perla-bosni-i-hercegowiny

Ormiańska brandy ArArAr

Historia ormiańskiej brandy ArArAt sięga 1887 roku, a jej nazwa wywodzi się od masywu wulkanicznego Ararat, na którym – jak podaje Biblia – spoczęła arka Noego po zakończeniu potopu. Na zboczach Araratu znajdowała się wcześniej wioska, która według wierzeń powstała w miejscu założenia przez Noego pierwszej winnicy. Wskutek erupcji owego wulkanu wioska wraz z pobliską kaplicą i klasztorem została zniszczona w 1840 roku. Zgodnie z lokalną tradycją Arka Noego nadal spoczywa na szczycie Araratu, jednak – aby uszanować wolę Boga – nikt nie powinien jej oglądać. Po zmianie historycznych granic góra Ararat znajduje się obecnie na terytorium Turcji, a z niej rozpościera się widok na punkt, w którym zbiegają się granice Turcji, Armenii i Iranu[1].

Pomysłodawcami i innowatorami trunku są dwaj kuzyni: Vasily Tairov i Nerses Tairyan. Założona przez nich firma, Yerevan Brandy Company, rozpoczęła produkcję przy użyciu klasycznej francuskiej technologii[2]. W 1899 roku kuzyni sprzedali swoją fabrykę dużej firmie rosyjskiego pochodzenia – Shustov and Sons. Dzięki większym możliwościom włączyła ona do produkcji Mkrticha Musinyantsa, słynnego mistrza blendingu, który stworzył vintage brandy o nazwie Fine Champagne Select. Trunek ten otrzymał Grand Prix na jednej z międzynarodowych wystaw w Paryżu, co umożliwiło firmie nazywanie jej produktu koniakiem, choć wcześniej przywilej ten zarezerwowany był wyłącznie dla alkoholu produkowanego w okolicach francuskiej miejscowości Cognac[3].

Erywańska fabryka brandy jako pierwsza przeszła w ręce państwa podczas nacjonalizacji winnic w 1920 roku. Wraz z przeniesieniem do nowego budynku w 1953 roku otrzymała ona również swoją nową i pozostającą w użyciu nazwę „Yerevan Brandy Company”. Historyczna fabryka kontynuuje tradycyjny sposób produkcji brandy do dziś[4].

Podczas konferencji jałtańskiej w 1945 roku Józef Stalin poczęstował Winstona Churchilla ArArAtem. Ormiańska brandy bardzo przypadła Churchillowi do gustu. Z tego powodu Stalin poinstruował sowieckiego ambasadora, aby wysyłać skrzynkę brandy ArArAt, czyli 12 butelek, każdego miesiąca do zafascynowanego jej smakiem Churchilla. Według córki Churchilla, Sary, jej ojciec spożywał ArArAt od 1945 roku aż do swojej śmierci w 1965 roku[5].

Po powstaniu Unii Europejskiej prawo do używania nazwy „koniak” dla produkowanych trunków oficjalnie przyznano tylko tym pochodzącym z regionu Cognac we Francji. W ten sposób Armenia w 2013 roku utraciła możliwość nazywania produkowanego alkoholu koniakiem czy rosyjską wersją tego słowa – „kanyak”. Również w pozostałych regionach Francji zmieniono nazewnictwo produktów z koniaku na brandy[6].

W 1998 roku firma Yerevan Brandy Company została wykupiona przez Pernod Ricard – ogromne przedsiębiorstwo, które dziś produkuje i dystrybuuje alkohole w skali globalnej. Dzięki temu ormiański trunek eksportowany był ówcześnie do co najmniej 30 krajów, zyskując jeszcze większą popularność.[7] Pernod Ricard wynegocjował używanie nazwy „ArArAt” jako wyłącznej nazwy własnej, co stało się przyczyną protestów ormiańskiej opozycji. Uważano bowiem, że cena, za którą wykupiono nazwę (30 milionów dolarów), była zbyt niska w stosunku do skali używania nazwy, z której zrezygnować musieli inni wytwórcy.[8]

Wiele czynników wpływa na smak i jakość winogron używanych do produkcji brandy. Do produkcji ArArAtu używane są wyłącznie lokalnie hodowane odmiany, takie jak Voskehat czy Garandmak, a zbiory tych owoców trwają tylko przez kilka tygodni. Rolnicy ręcznie zbierają najlepsze owoce po osiągnięciu przez nie odpowiedniego poziomu cukru. W fabryce ponownie sprawdzana jest jakość winogron, po czym trafiają one do pras pneumatycznych. W wyniku fermentacji tłoczony sok zamienia się w winny materiał, gotowy do poddania go procesowi destylacji, który zmienia surowiec w słynne brandy. Ormiański ArArAt przechodzi przez destylację pierwotną i wtórną, nabierając swoich charakterystycznych cech i przygotowując się do procesu dojrzewania. Beczki używane do leżakowania trunku produkowane są z drewna dębu kaukaskiego, natomiast bazą do produkcji beczek mogą stać się tylko drzewa, które osiągnęły wiek co najmniej 70 lat. Każda z beczek wykonywana jest ręcznie, a wszystkie procesy potrzebne do jej wykonania mogą zająć aż kilka lat. Trunek dojrzewa w beczkach przez co najmniej trzy lata. Następnym, a zarazem jednym z najważniejszych elementów procesu powstawania ArArAtu jest blendowanie. Polega ono na mieszaniu brandy w różnym wieku oraz pochodzącej z różnych odmian winogron, by stworzyć nowe, złożone smaki. Na produkcję alkoholi wpływ ma wiele czynników, dlatego trunki w tym samym wieku mogą znacznie się od siebie różnić. Aby wydobyć prawdziwy smak ArArAtu, do jego produkcji używana jest woda pochodząca ze źródła Katnakhbyur. Po procesie blendowania trunek ponownie poddaje się leżakowaniu w beczkach, aby ostatecznie stał się prawdziwym, słynnym ormiańskim ArArAtem[9].

W murach budynku słynnej fabryki, leżącej na brzegu rzeki Harzdan w Erywaniu znajduje się muzeum ArArAt. Głównymi atrakcjami są podróż z przewodnikiem, możliwa do odbycia po angielsku, rosyjsku, francusku, niemiecku czy ormiańsku, dotycząca historii oraz produkcji trunku, oraz degustacja różnych rodzajów słynnej brandy. Yerevan Brandy Company pozostaje jedynym na świecie producentem autentycznej brandy ArArAt[10].


[1] Mount Ararat, „Britannica”, https://www.britannica.com/place/Mount-Ararat, 13.08.2023.

[2] Jacki, All About Armenian Brandy: Delicious, but it’s not Cognac, „Cognac Expert Blog”, 9.07.2020, https://blog.cognac-expert.com/what-is-armenian-brandy/, 13.08.2023.

[3] E. Tseng, Ararat, the spirit of Armenia, „Parts Unknown”, 16.05.2018, https://explorepartsunknown.com/armenia/ararat-the-spirit-of-armenia/, 13.08.2023.

[4] ArArAt Brandy, „Quality Fruit Wines”, https://www.qualitywines.gr/index.php/en/history/14-ararat-brandy, 13.08.2023.

[5] A. Guzelian, Winston Churchill and His Love for ‘Ararat’ Brandy, „Armenian National Committee of America”, https://anca.org/winston-churchill-and-his-love-for-ararat-brandy/, 13.08.2023.

[6] ArArAt Brandy

[7] Jacki, All About Armenian Brandy...

[8] T. Heins, Armenian Brandy and Cognac – A source of disagreement, „Spirits Selection”, 24.04.2023, https://spiritsselection.com/en/armenian-brandy-and-cognac-a-source-of-disagreement/, 13.08.2023.

[9] The craftsmanship of the Armenian brandy ARARAT, „ArArAt – Armenian Brandy 1887”, https://en.araratbrandy.com/production/, 13.08.2023

[10] TOUR IN “ARARAT” MUSEUM, „Yerevan Card”, https://yerevancard.com/en/category/top10/ararat-brandy-tour, 13.08.2023.

Theth – najpiękniejsza górska wioska Albanii

Theth to mała, spokojna wieś położona w rozległej dolinie na wysokości 700 m n.p.m., w samym sercu Gór Północnoalbańskich, na terenie Parku Narodowego Thethit. Znajdziemy tu niewiele domów – uważa się, że w wiosce mieszka tylko kilkanaście rodzin. Turyści chętnie odwiedzają to miejsce ze względu na jego piękne położenie w otoczeniu gór i łąk pełnych kwiatów, spokojną atmosferę, a także liczne szlaki, umożlwiające górskie wędrówki. Theth może wydawać się dość odizolowane od świata ze względu na swoją lokalizację pośród potężnej dzikiej przyrody – dlatego do dziś pozostaje jednym z najbardziej niedostępnych i odludnych miejsc w Europie. Wśród mieszkańców wioski krążą różne teorie na temat jej początków. Jedni sugerują się legendą, według której Theth zostało założone 400 lat temu przez sześciu braci, inni zaś twierdzą, że wioska powstała po to, aby chronić katolików przed nawróceniem na islam przez Osmanów.

Klimatyczna zabudowa Theth.

Co powinno zwrócić naszą uwagę po przyjeździe do tej wspaniałej górskiej wioski? Przede wszystkim charakterystyczne kamienne domy, pokryte drewnianym gontem, które są rozmieszczone bardzo nieregularnie na całej szerokości doliny. Niestety wiele z nich znajduje się obecnie w stanie rozsypki. Centralny punkt we wsi stanowi XIX-wieczny katolicki kościółek, zbudowany w takim samym stylu jak tutejsze tradycyjne domy. Miejscem wartym uwagi jest również wieża Nikoll Koçeku, nazywana „wieżą odosobnienia”, która swego czasu pełniła funkcję schronienia dla przestępcy uciekającego przed krwawą zemstą. W okolicach wioski znajduje się kilka cudów natury, które trzeba zobaczyć na własne oczy. Jednym z nich jest 25-metrowy wodospad Grunasi – jedna z najbardziej niesamowitych atrakcji przyrodniczych w Parku Narodowym Thethit. W 2002 r. wodospad został uznany za pomnik przyrody. Ponadto warto wybrać się do Błękitnego Oka (Syri i Kalter) – źródełka, w którym woda ma niesamowite kolory: od turkusowego do szmaragdowego. Jest ona tak krystalicznie czysta, że bez problemu możemy dostrzec algi czy drobne zwierzęta, znajdujące się na dnie zbiornika. Błękitne Oko jest malowniczo położone – w kamiennej niecce, do którego strugą wpada niewielki wodospad, otoczonej skalistymi zboczami oraz bujną roślinnością. To właśnie piękno przyrody przyciąga do tego miejsca mnóstwo turystów. Oprócz źródełka atrakcyjne są również potoki Lumi i Zi oraz wyrzeźbione przez nie formacje skalne, które zapewniają nieziemskie widoki. Park Narodowy Thethit to doskonała baza wypadowa dla miłośników pieszych wędrówek: znajduje się tu siedem znakowanych szlaków górskich – część z nich ma charakter spacerowy, jednak zdecydowana większość jest bardziej wymagająca, gdyż prowadzi m.in. na szczyty Gór Przeklętych.

Cudowna przyroda wokół Theth.

Podziwianie pięknych krajobrazów możliwe jest również z samochodu. Najdogodniejsza trasa w zachodnią część Alp Albańskich – do Theth – prowadzi ze Szkodry. Jeszcze nie tak dawno uważano, że górska droga do Theth jest jedną z najtrudniejszych i najbardziej nieprzejezdnych tras w tym regionie Europy. Pokonanie drogi SH21 przez przełęcz Buni i Thores nie należy do łatwych zadań – raz jedzie się po asfalcie, a następie po kamieniach, sama zaś droga jest niekiedy stroma, wąska i pełna niebezpiecznych zakrętów. Wszystko jednak wynagradzają widoki – na dolinę Theth, góry, lasy oraz skały.

Theth jest bez wątpienia miejscem, w którym można poczuć smak tradycyjnego górskiego życia oraz znaleźć ukojenie w kontakcie z naturą. Pocztówkowych krajobrazów tu nie brakuje.

Materiał przygotowano przy wykorzystaniu następujących źródeł:

https://gorydlaciebie.pl/wyprawy/gory-przeklete-w-albanii

https://gorydlaciebie.pl/wyprawy/niebieskie-oko-cud-natury-w-gorach-przekletych

https://idziemydalej.pl/theth-atrakcje-stolicy-gor-polnocnoalbanskich/

https://planetescape.pl/miejsce/albania-theth

https://thethi-guide.com

https://tylko-jazda.pl/droga-do-theth-sh21-gory-przeklete-albania

https://www.stacjabalkany.pl/theth

https://www.tryalbania.com/st_location/albanian-alps/theth