Cienie wojny wietnamskiej w Laosie
Wyobraź sobie, że każdego dnia, przez 9 lat (3 287 dni!), co 8 minut słyszysz startujący bombowiec, który na pokładzie wznosi ze sobą kilkusetkilogramowe, potencjalnie śmiercionośne bomby. Abstrakcja? Nie! Podczas wojny wietnamskiej (1955–1975) Stany Zjednoczone dokonały zrzutu ponad 2 milionów ton bomb (dane Laotańskiego Narodowego Urzędu Regulacji Niewybuchów) na Laos – jedno z najmniejszych państw Azji. Aż 270 milionów pocisków, zrzuconych w 580 000 nalotach, było bombami kasetowymi, które są środkami bojowymi o szerokim polu rażenia. Szacuje się, że 80 milionów pocisków kasetowych nie wybuchło, nadal spoczywając w laotańskiej ziemi. Część pocisków kasetowych rozpadła się, a zawarta w nich subamunicja/subpociski (mniejsze pociski, upakowane w głównej kasecie bomby, które powinny uwolnić się i „rozrzucić” w obszarze nawet kilkuset metrów od miejsca eksplozji głównej kasety), leży porozrzucana w lasach i na polach uprawnych. Laotańskie dzieci są uczulane, aby pod żadnym pozorem nie dotykać znajdowanych czasem niewielkich, srebrnych pudełeczek – często są to właśnie subpociski, które mogą eksplodować w każdej chwili! Wielkość subpocisków można przyrównać do piłki tenisowej, a w każdej bombie kasetowej mogło ich być od kilkudziesięciu do kilkuset sztuk… W wyniku eksplozji niewypałów wojny wietnamskiej ginie nadal wielu Laotańczyków, kiedyś były to setki rocznie, teraz dziesiątki – jednak około 40% ofiar to dzieci. Największe nasilenie działań w powietrzu nad Laosem miało miejsce w latach 1964–1973. W latach amerykańskich nalotów, Laos zamieszkiwany był przez około 2 miliony osób, więc średnio na każdego z nich przypadała tona bomb!
Dlaczego Laos stał się miejscem zrzutu tak niewyobrażalnej ilości bomb? Amerykanie chcieli zapanować nad szlakiem przerzutowym ludzi i broni dla Wietkongu, który ówcześnie działał w Wietnamie Południowym (połączenie Wietnamu Północnego i Południowwego w Wietnam, który znamy dziś, miało miejsce w 1975 roku). Sam szlak był skomplikowaną plątaniną tajnych tras komunikacyjno-przerzutowych, który łączył Wietnam Północny i Południowy, ale przebiegał przez terytoria sąsiadujących państw – Laosu i Kambodży. Tajnymi trasami prowadzono ludzi, zaopatrzenie żywnościowe i bojowe dla Wietkongu i Ludowej Armii Wietnamu. Naloty miały także ulżyć laotańskim monarchistom, którzy stawiali opór komunistycznym partyzantkom – w Laosie trwała bowiem długoletnia wojna domowa (zdaje się, że ten powód nie był tak silny, jak przekonanie USA o tym, że Laos jest ziemią niczyją, stąd można działać tam bez zachowania żadnych zasad).
Laotańczycy, znani ze swojej prężności w rozkręcaniu przeróżnych biznesów, odzyskują ze znalezionych niewybuchów metal, tworząc z niego pamiątki (np. breloczki w kształcie bomb) czy sztućce. Zdarza się, że podczas wydobywania pocisków bądź ich rozbrajania, dochodzi do eksplozji, której skutki są czasem tragiczne.
Największe zagęszczenie niewybuchów znajduje się w prowincji Xieng Khouang w środkowym Laosie. Ilość śmiercionośnego złomu skutecznie utrudnia Laotańczykom życie – w kraju, w którym znaczna część społeczeństwa utrzymuje się z rolnictwa, wiele potencjalnych pól uprawnych jest zbyt niebezpieczna, aby ktokolwiek postawił tam stopę.
Kongres amerykański w 2014 roku przeznaczył 12 milionów dolarów na wspomożenie laotańskiego rządu w proces lokalizowania i usuwania niewybuchów, wydaje się to naprawdę poważną pomocą, prawda? Zestawienie środków na usuwanie amerykańskich bomb i tych, które zostały przeznaczone na budowę nowego budynku amerykańskiej ambasady w Wientianie -145 milionów dolarów, robi jednak zgoła inne wrażenie… Zdaje się, że dbałość o komfort i zwiększenie bezpieczeństwa dyplomatów jest dla USA znacznie ważniejsze niż pomoc w usuwaniu niewybuchów, z których każdy przyleciał amerykańskim bombowcem. W 2016 roku prezydent Barrack Obama obiecał przekazać 90 milionów USD, w ciągu kolejnych trzech lat, na oczyszczanie laotańskiej ziemi z amerykańskich bomb.