Ni krowa ni żubr – historia żubronia
Odwiedzając Rezerwat Pokazowy Żubrów w Białowieży natkniemy się na dwa osobniki zwierzęcia, którego przedstawicieli nie zobaczymy w środowisku naturalnym – mowa o hybrydzie żubra i bydła domowego, czyli żubroniu. Żubronie z Rezerwatu to bliźnięta – samica Karo i samiec Lew, które urodziły się w Państwowym Gospodarstwie Rolnym Karolew opodal Borku Wielkopolskiego. Ojcem żubroni jest żubr Plantorius z Pszczyny, matką zaś krowa rasy angus (szkocka rasa bydła mięsnego), cielęta pojawiły się na świecie 19 sierpnia 2006 roku. Jaka jest historia powstania hybrydy żubra i krowy?
Celem wprowadzenia w obszar powstania żubronia warto przypomnieć sobie lekcje biologii i omawianie pojęć: gatunek i krzyżowanie. W telegraficznym skrócie – gatunki to grupy organizmów żywych, składające się z podobnych osobników (w obrębie gatunków mamy podgatunki, odmiany czy rasy), które zdolne są do wymiany genów lub krzyżowania się. Jeśli rodzice z dwóch różnych, nie mniej jednak dość blisko spokrewnionych gatunków, skrzyżują się i samica wyda potomstwo – powstaje hybryda. Hybrydy w obrębie jednego gatunku charakteryzują się zazwyczaj większą płodnością, lepszą żywotnością itp., a dwóch różnych gatunków są zazwyczaj bezpłodne, choć nie zawsze tak jest.
Kto zainicjował krzyżowanie żubrów i krów?
Pierwszym, który podjął się prób krzyżowania bydła domowego z parą żubrów, które pozyskał z łaski cara, był polski ziemianin, administrujący sporym majątkiem pod Grodnem – Leopold Walicki, rzecz działa się w połowie XIX wieku. Celem prac Walickiego było stworzenie nowej rasy bydła pociągowego, które byłoby zdolne do wykonywania ciężkich prac polowych na roli. Pomysłowy ziemianin zaczął pracę nad krzyżowaniem ginących już wtedy żubrów z bydłem domowym, uzyskując potomstwo znacznie przewyższające rozmiarami rodziców, które dziedziczyły bardzo przypominającą krowią głowę, a imponujących rozmiarów ciało porastało, przypominające żubrze, gęste, bure futro. W latach 1847-50 Leopold Walicki uzyskał piętnaście osobników pochodzących od samca żubra i samicy krowy domowej, w tym unikatowego, pierwszego i ostatniego, płodnego samca w pierwszym pokoleniu – „żubrobyka”, któremu nadano imię Zadziorny. Ów żubrobyk, którego matką była krowa domowa, a ojcem byk żubra, spłodził 11 cieląt, zapładniając krowy domowe. Dalsze „prace” nad hybrydyzacją żubra i krowy domowej przerwało powstanie styczniowe, podczas którego Walicki udzielał pomocy powstańcom. Jego działalność pomocowa została wykryta, Leopold został zesłany na Sybir, własność ziemska skonfiskowana, a część jego stada została wywieziona do ZOO w Moskwie. Prace nad hybrydyzacją gatunku żubra i krowy domowej w latach 1905-28 były prowadzone również w rezerwacie doświadczalnym leżącym dziś w obwodzie chersońskim na terytorium dzisiejszej Ukrainy (ówcześnie ZSRR) – urodziło się tam 28 mieszańców.
Prace nad hybrydami w Polsce
Na terenie Polski prace nad uzyskiwaniem hybryd żubra i krowy domowej trwały od 1953 roku, co poskutkowało narodzinami 4 mieszańców w płockim ogrodzie zoologicznym. Badania nad hybrydyzacją w 1958 roku przejął Zakład Badań Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży i jednostka w Popielnie, krzyżując samice krowy rasy polskiej czerwonej i nizinnej czarno-białej (rasy mięsno-mleczne) z samcem żubra. Przez 18 lat prac uzyskano 71 cieląt-hybryd. Odmiennie od celu Leopolda Walickiego, władze Polski Ludowej, które finansowały prace nad hybrydyzacją, nie upatrywały szansy na stworzenie bydła pociągowego – po polach toczyły się już wtedy powoli terkoczące traktory. Komunistyczne władze zmagały się z ciągłymi brakami mięsa, a ogromnych (porównując do standardowego bydła) rozmiarów hybrydy żubrów i krów miały być remedium na ów problem! Dorosłe osobniki międzygatunkowej wycieczki genetycznej potrafiły osiągać wagę 1200 – 1300 kilogramów, a ich mięso było smaczne i chude, ponadto – mieszańce nie wymagały zimowania w pomieszczeniach gospodarskich, doskonale radziły sobie w niskich temperaturach, ponieważ chroniło je grube futro. Dieta mieszańców nie była wymagająca – skubały najmarniejszą trawkę z ugorów, podgryzały patyki, korzonki, a jeśli były karmione mieszankami paszowymi – nie wymagały jakościowych produktów (w przeciwieństwie do krów domowych). Żubrzo-krowie hybrydy były idealnymi kandydatami na sukces hodowlany zazwyczaj kiepsko zarządzanych PGR-ów.
Co ciekawe, hybrydy znane dziś jako żubronie, nie od zawsze nosiły taką nazwę. W 1969 roku na łamach tygodnika „Przekrój” zorganizowany został konkurs dla czytelników na nazwę hybrydy żubra i krowy. Czytelnicy tygodnika proponowali rozmaite nazwy dla nowopowstałego, ciekawego stworzenia – żukr, nowotur, oboropuszcz czy nawet dziwo! Pośród licznych propozycji znalazła się także nazwa żubroń, która zyskała aprobatę – hybryda została nazwana, świetlana przyszłość zdawała się stać otworem, a wiele osób czuło już na językach smak żubroniowego mięsa.
Zainicjowany przez Walickiego, a kontynuowany przez badaczy z szerokiego świata pomysł na żubrzo-krowią hybrydę miał jednak kilka konkretnych wad, których nijak nikt nie potrafił rozwiązać. Żubroń nie chciał się rozmnażać – płodność hybryd zaczęła się i zakończyła na Zadziornym Walickiego. Ponadto, bardzo trudno było „zachęcić” samce żubrów do krycia jałówek w rui – badacze musieli często uciekać się do pobierania nasienia od byków, co bywało zazwyczaj karkołomne i mało bezpieczne. Jeśli już udało się pobrać i zabezpieczyć żubrzy materiał genetyczny i przeprowadzić pozytywnie zakończony zabieg sztucznej inseminacji, słowem – zapłodnić jałówkę czy krowę (krowa wydała na świat cielę, a póki tego nie uczyniła nazywana jest jałówką), to sukces reprodukcyjny stał nadal pod dosłownie ogromnym znakiem zapytania. Zapłodnione samice krów często traciły życie, wydając na świat żubrzych potomków, wycielenia wymagały więc cesarskich cięć. Jeżeli doszło do pozytywnego zakończenia ciąży, a częste były poronienia, i na świat przyszło zdrowe cielę, mnożyły się kolejne problemy. Samce żubroni były bezpłodne, stąd samice starano się dalej krzyżować z żubrami bądź bykami bydła domowego, co niemal wykluczało hodowlę na masową skalę (a takie było pierwotne zamierzenie!). I, o ile, samice żubroni dawały się chętnie kryć samcom bydła domowego, to nie dopuszczały do narodzonych cieląt ludzi, pod groźbą stratowania nieodpowiedzialnego hodowcy kilkusetkilogramowym ciałem w szarży. Żubronie były trudne do okiełznania, czym znacznie różniły się od udomowionego bydła – pęd do natury i dzikość dziedziczyły najwidoczniej po żubrzych ojcach.
Projekty masowego hodowania żubroni umarły w latach osiemdziesiątych, kiedy PGR-y miały stawać się samodzielne, samorządne i samofinansujące się – szczególnie ostatnie założenie skutecznie zniechęcało do podejmowania dalszych eksperymentów, które się zwyczajnie nie opłacały.
Dalsze prace nad żubroniami prowadził Pan Henryk Ordanik, przy wykorzystaniu wiedzy Pana Edwarda Sumińskiego i innych specjalistów w Gospodarstwie Rolnym Karolew, niegdysiejszym PGR-rze. Nie wiem jednak czy projekty nadal trwają – sieć o nich milczy.